Cień Kosowa czy cień sarmaty ? (suplement część II)
2014-08-03 14:00:55
Nie poznamy prawdy nie poznając przyczyny


Arystoteles ze

Stagiry
Katastrofa malezyjskiego samolotu pasażerskiego jest przedmiotem rozlicznych komentarzy, domysłów, sądów czy mniemań. Przypuszczeń, rojeń bądź prezentacji afektywnych stanowisk. A nade wszystko jest przykładem kolejnego momentu gdzie gros polskiego mainstreamu może dać upust swoim rusofobicznym, kontrreformacyjnym czyli – ksenofobiczno - quasi-rasistowskim poglądom (w genezie i tzw. „chciejstwa” wg Melchiora Wańkowicza). Taka „kalka” zakorzeniła się w umysłowości nadwiślańskiej nad wyraz mocno, skutecznie zakonserwowana przez katolicyzm i doktrynę polskiego Kościoła katolickiego (stawiającego się od zawsze w opozycji do prawosławia, a Moskwa jest tego wyznania egzemplifikacją, uosobieniem dla mało oczytanej, coraz mniej od 1989 roku, miejscowej gawiedzi – jako „greccy schizmatycy”) co w połączeniu z historią konfliktów polsko-rosyjskich jest mieszanką wybuchową dla wzajemnych pretensji, uprzedzeń, schematów myślenia i nie mądrych (bo uproszczonych – czyli de facto: szkodliwych) stanowisk. To jest nagromadzenie wielowiekowych stereotypów, uprzedzeń, złych emocji i pamięci, nieumiejętności balansu między przyszłością a przeszłością, wynikające z nowoczesnej edukacji. Dziś wychowanie i edukowanie dzieci od ponad 2 dekad funkcjonuje w perspektywie kultu mistycyzmu, religianctwa, wydumanej wielkości narodowej (co jest źródłem nacjonalizmu i ksenofobii), atencji dla (przegranych) wojen i bitew w połączeniu z wizerunkiem kraju jako „Chrystusa Narodów Europy”. O klasowym charaterze konfliktów nie wspomina się absolutnie.
W tej właśnie konwencji utwierdza się polska „rusofobia” gdyż mity narodowe kompilują się z wielowiekową (o korzeniach kontrreformacyjnych) miejscową religijnością. No i oczywiście Jan Paweł II ze swymi XIX-wiecznymi poglądami i naukami, genetyczny i zwierzęcy zarazem (ponoć) antykomunizm Polaków (co dziś przekłada się w oficjalnej indoktrynacji na totalną anty-lewicowość czego efektem jest wzrost popularności takich poglądów jakie szerzy Janusz Korwin-Mikke albo quasi-faszyści w rodzaju Artura Zawiszy, Roberta Winnickiego et consortes), nadwiślańska, post-sarmacka megalomania i tromtadractwo.
Media i klimat polskich debat ostatnich dekad idą permanentnie w kierunku emocjonalnego, afektywnego, żywiołowo-nastrojowego (reagowanie w danym momencie bez racjonalnego zastanowienia) podejścia do wszystkiego co nas otacza, co wokoło się nas dzieje. A emocje i afekty to antyteza racji rozumu, wyciszenia, refleksji, zastanowienia, wycofania i kompromisu. A to słowo – kompromis - w wymiarze polskiego patriotyzmu jest karłem.
Polska wersja patriotyzmu to jak wspomniano martyrologia i antykomunizm (utożsamiany en bloc z Rosją, Rosjanami i wszystkim co z nimi związane). To w tym aspekcie właśnie zwycięstwo etosowo-styropianowych elit dało asumpt dla rozwoju i rozkwitu konserwatyzmu, tradycjonalizmu, bigoterii, religianctwa i zaściankowości a’la I RP. To tu właśnie przejawia się brak sceptycyzmu, autokrytycyzmu, racjonalizmu i pragmatyzmu – czyli trendów charakterystycznych dla społeczeństw modernistycznych, dla Oświecenia (i „oświeconych”) czyli tego co jednoznacznie kojarzy się z nowoczesnością i taką kulturą. Bo krew, jako clou tego patriotyzmu połączona z krwią wylaną z narodu polskiego w historii przez Rosję i Rosjan jest założycielskim mitem i kultem III RP. A taki mit i taki kult nie chcą racjonalizmu, nie chcą indywidualnej myśli człowieka i osoby zdecydowanie nie podległej tzw. autorytetom. Nie chcą widzenia wszelkich konfliktów i ich rozpatrywania w kontekście antagonizmów klasowych.
Polskie społeczeństwo w geście dwóch palców (w kształcie litery V) chciało kapitalizmu (bo odrzucało totalnie tzw. „komunę”). Tak uważa etosowo-styropianowy mainstream rządzący we wszystkich wymiarach nad Wisłą. Wybory AD’ 4.06.1989 o tym wybitnie świadczą. Ale ciągle odprawiane narodowe egzekwie nad świeżymi (lub nader dalekimi) ofiarami historii polsko-rosyjskiej nadal są podstawowym elementem nie tylko tzw. polityki wschodniej jaką prowadzi Polska, ale przede wszystkim owe egzekwie jawią się kluczowym symbolem owej historii, jej najważniejszym punktem, bombastyczno-tromtadrackim zadęciem i irracjonalnym kontuszem ubierającym naszą współczesną świadomość. Prof. Andrzej de Lazari (historyk, politolog, rusycysta i filozof, uczeń prof. Andrzeja Walickiego – znawcy Wschodu Europy, znakomitego, polskiego uczonego i myśliciela) stwierdza, iż od ponad dwóch dekad „Polska polityka wschodnia to puste słowa, sentymenty, duch romantyzmu i całkowity brak myślenia praktycznego”. Nic dodać, nic ująć.
I to nadwiślańskie nadęcie, ten polski pretensjonalizm odnośnie absolutnego znawstwa zagadnień „Wschodu Europy” (i ciągłego podkreślania tego przed światem), ta polska egzaltacja wobec wszelkich działań rosyjskich nie mieszczących się w naszym oglądzie rzeczywistości, ten – nie waham się tego stwierdzić – kabotynizm naszych elit w odczytywaniu intencji elit rosyjskich są po prostu nie do zniesienia. Dziś w perspektywie – wcześniej Kosowa i rozpadu Jugosławii – sytuacji na Ukrainie są w szczególności widoczne.
Pisze rosyjski literat i intelektualista, daleki w poglądach od Kremla i przyjaciel Polski (miał żonę Polkę) Wiktor W. Jerofiejew (rosyjski zapadnik co kojarzy się w Rosji jako liberał i demokrata) o trzech współcześnie funkcjonujących Polskach porównując nasz kraj do kobiety – obojętnie jakiej proweniencji i konduity – pytającej mężczyznę „Am I sexy ?”, jednocześnie za pomocą tej przenośni charakteryzując nasz kraj w takich oto kategoriach:
- pierwsza kategoria to wymiar kobiety młodej, fascynującej, z wyzywającym makijażem, seksy, pociągającej: tej Polski już nie ma, gdyż jej blask i atrakcyjność (tu analogie z seksualnym kontekstem stosunków damsko-męskich jest nad wyraz czytelny) wyparowały – dla Rosjan – wraz ze śmiercią Związku Radzieckiego. „On był potężny, a zarazem bezradny, był straszny, ale i śmieszny. Na jego tle Polska wyglądała jak oślepiająca piękność, która nosiła krótkie spódniczki, tańczyła rocka, modliła się w niedzielę w kościołach, czytała Hłaskę i biegała oglądać filmy amerykańskie” – stwierdza Rosjanin.
- drugą Polskę porównuje do nadwiślańskiej prostytutki z berlińskiego burdelu, która go też zapytuje ostatnimi czasy, jak tamta dziewczyna, „Am I sexy ?”. To Polki ruszające w świat i wpadające na dno. Jest na dnie, moralnym, zawodowym, estetycznym, ale wg zasady szlacheckiego stanu „zastaw się a postaw się” czy „boso ale w ostrogach” prawi o papieżu, Maryi, wartościach, patriotyzmie, wyższych racjach. Poucza – przede wszystkim, partnerki swojej profesji: Rosjanki, Ukrainki, Białorusinki, Litwinki ….. Jerofiejew stwierdza, że dla Zachodu „jest taką samą prowincjuszką, taką samą Azjatką jak jej współtowarzyszki doli i nie-doli”. Dla ukraińskiej kurwy Polka uprawiająca najstarszy zawód świata (razem z nią) jest kompletną wariatką. Amerykanie np. nie odróżniają absolutnie jego zdaniem (a doświadczenia te wyniósł długoletniej pracy na Uniwersytecie w kalifornijskim Mieście Aniołów) Polaków od Rosjan ! Więc po co te napuszone mowy – zapytuje.
- i ostatni wymiar Polski w oczach Rosjanina: to kobieta sparaliżowana strachem, bo nie spodziewała się tego „że stanie się taka jak jest” na starość. Chodzi o to, iż postarzała się nie brzydko, „…ale głupio. Polska stała się nudnym dodatkiem do Europy. Kiedyś w Polsce panował pozytywny brak zaufania do Rosjan. Najbardziej nieufnym typem był chłop (…) Ale dziś, w tym typie tkwi największe nieszczęście. Chłopski upór, umiłowanie do polowań, niechęć do ludzi mądrych i bezgraniczne zaufanie do Kościoła niczym miłość do KPZR w Związku Radzieckim stały się flagą polityczną”. Czołowe miejsce w polskiej narracji zajęły „moralność, sprawiedliwość, porządek” ale przenicowane na „drugą stronę” medalu etyki. I gdy ta kobieta pyta Rosjanina „Am I sexy ?” brzmi to pokracznie, kabotyńsko, nieszczerze, faryzejsko.
Tak widzi nasz kraj oświecony Rosjanin, liberał i demokrata moskiewski, okcydentalista ze wschodniej Europy. Histeria jaka zapanowała w polskich mediach na bazie sytuacji na Ukrainie pogłębi jedynie – bez względu na proweniencję i polityczne zapatrywania Rosjan - ten rozdźwięk i niezrozumienie. Monolog i paternalistyczny ton polskich elit – powodowane jak zawsze: misyjnością, dawniej wiarą religijną dziś tzw. prawami człowieka i demokracją w stylu zachodnim, arbitralnym przekonaniom o swej wyższości cywilizacyjno-kulturowej, pańskością (syndrom Pana i Chama, ale w wersji międzynarodowej) – są nie do pogodzenia z dialogiem, czyli wymianą idei, myśli i wzajemnym tłumaczeniu racji.
Elity polskie – post-sarmackie, post-szlacheckie, post-ziemiańskie (wg swego mniemania) – traktują z jednej strony społeczeństwo polskie nie jak zbiór obywateli, ale jako sforę konsumentów: oto władza patriarchalnie umiejscowiona i traktowana z feudalną atencją, wedle przywoływanego tu schematu Pan vs Cham, coś „temu konsumentowi daje, podarowuje, nagradza go”, ze swej wielkopańskiej łaski i z racji swej uprzywilejowanej pozycji społecznej.
I tak ten wzorzec – w elitach polskiej, etosowo-styropianowej władzy - funkcjonuje wobec wszystkich ludów ze Wschodu Europy. Tak samo jak ta władza traktuje społeczeństwo polskie, tu nad Odrą, Wisłą i Bugiem, tak samo odnosi się do sąsiadów Polski na Wschodzie: a poprzez media (które są przecież tzw. czwartą władzą) frustracje, awersje, pretensje (uzasadnione i wydumane) ogółu społeczeństwa stara się je przenieść – poprzez propagandę, manipulacje, umiejętne podsycanie uprzedzeń, mitów czy sentymentów odniesionych do tzw. Kresów – na Innego.
Obywatel bez świadomości swojego JA, bez indywidualnego i nieschematycznego myślenia, bez sceptycyzmu i autoironii nie istnieje. „Nie miej szacunku dla autorytetów innych bo zawsze można znaleźć inne” pouczał klasyk anglosaskiego liberalizmu Bertrand Russell.
I tak też funkcjonują polskojęzyczne – inaczej trudno o tych manipulatorach i oszustach intelektualnych mówić – media. My wiemy, my wam powiemy jak jest naprawdę. Ty konsumencie nie myśl, nie dedukuj, przyjmij prawdę objawioną czyli nabądź nasz produkt. Tak samo umiejscowił się w polskim życiu publicznym Kościół katolicki i jego akolici, na różnych piętrach drabiny społecznej i we władzach różnych szczebli (np. w ministerstwie sprawiedliwości – wiceminister religijny fundamentalista co prawo boskie stawia nad stanowionym, edukacji – doradcy ds. przysposobienia młodzieży do życia w rodzinie, zdrowia – mianowani urzędnicy państwowych szpitali którzy jawnie sabotują polska jurysprudencję). „Ciemnym ludem” lepiej się manipuluje i rządzi, a „…manipulacja posługując się iluzją tworzy sztuczny świat, który wypacza percepcję osoby manipulowanej i to w takim stopniu, że zapomina ona o swym rzeczywistym interesie” (prof. Lech Ostasz – antropolog kultury, filozof i psycholog).
Kosowo i atmosfera egzaltacji, rozkołysanych afektów i niekontrolowanych rozumem emocji – co powodowało absolutny zalew narracji dot. tego konfliktu kłamliwymi opiniami i komentarzami - nad rzekomymi (dziś to wiadomo z całą pewnością) zbrodniami tylko i wyłącznie Serbów (kłania się m.in. wspomniany Raczak), w kontekście konfliktu na wschodzie Ukrainy rozgrzana została w świetle podanych wyżej faktów z całą ostrością. Można rzec - w dwójnasób.
Pewnym, przekonanym w 156 % konsumentom papki medialnej i poddających się atmosferze linczu oraz biało-czarnej wizji rzeczywistości przypomnieć warto z jaką emfazą i oburzeniem (etycznym, moralnym, z tytułu prawa międzynarodowego, wyższości cywilizacji zachodniej nad „dzikimi” Arabami – choć Saddam Husajn był tą siłą która powstrzymywała islamizm i religijny fundamentalizm przed rozlewaniem się po całym Bliskim Wschodzie) mówiono kiedyś o potencjale jądrowym i broni chemicznej celem uzasadnień inwazji na Irak ? Jak w takiej samej konwencji brzmiały tyrady tzw. demokratycznego świata i tzw. „międzynarodowej opinii publicznej” o związkach – nigdy nie potwierdzonych - Bagdadu z międzynarodowym terroryzmem (al – Kaidą) ?
To tak jak konszachty, krótkowzroczne, ze światowym dżihadem, sponsoring międzynarodowego terroryzmu islamskiego, związki z nim w postaci logistycznej pomocy (broń, doradcy, technologie, łączność, tajne operacje przerzutu mudżahedinów itd.) w Afganistanie, później w Bośni, Czeczenii czy Kosowie w imię doraźnych (a nie długofalowych) politycznie celów. To tak jak dzisiejszy mariaż – w imię osłabiania Rosji, „rusofobicznych” mniemań i poglądów – z quasi-faszystami i skrajnymi nacjonalistami zachodnio-ukraińskimi - który ponoć wart jest (z emocjonalnie podyktowanego punktu widzenia polskiego, dalekosiężnego interesu) mszy jak Paryż Henryka IV, króla Francji ? To błąd z punktu widzenia polskich interesów – krótkotrwałych i długofalowych.
Tu warto przypomnieć współpracę cywilizowanego świata Zachodu z mudżahedinami i talibami w Afganistanie podczas interwencji radzieckiej w tym kraju: sojusznik urósł do takich rozmiarów (bo o jego poglądach wobec wartości niesionych przez nowoczesny i cywilizowany świat było wiadomym od dawna), że stał się największym zagrożeniem dla Zachodu lub stworzenie (jako przeciwwagi dla popularności onegdaj lewicowego, świeckiego al-Fatah i Jassera Arafata) przez Izrael potęgi Hamasu i szejka Jassina.
A jak mudżahedini sponsorowani przez Zachód od początku traktowali wspierających ich Amerykanów oraz ich sojuszników w walce z ZSRR niech świadczy komentarz znawcy Zachodu i Azji, prof. Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie socjologa i historyka Szlomo N. Eisenstadta, który pisał już w latach 70-tych XX stulecia, że Zachód jest widziany z „…Azji, nie jako świat składający się z dwóch zasadniczo różnych elementów: świata radzieckiego i świata zachodniego. Stanowi dla niej jedną rzeczywistość tego samego typu społecznego – postępowego społeczeństwa przemysłowego”.
Demonizowanie przeciwnika politycznego, jakiegokolwiek, przenosi dyskurs publiczny w sferę irracjonalną. Nie może być więc racjonalnych i realistycznych argumentów, konkluzji i decyzji. Racjonalny dyskurs zastępowany jest przez połajanki, demony retoryczne, namiętne fantomy słowne, aprioryczne sądy i takiej samej proweniencji domniemania (często poparte zwyczajnymi insynuacjami bądź kłamstwami: irracjonalizm karmi się przecież wyłącznie sugestią, takimi sądami, takim sposobem myślenia, półprawdami i ćwierć-inteligencją). Mity, afekty, sentymenty, uniesienia i namiętności są wtedy źródłem opisu sytuacji.
Jak wspomina Ludwik Stomma polska obsesyjna anty-rosyjskość karmi się zawsze wyrwanymi z kontekstu historycznego i politycznego (realizowanego współcześnie) w formie faktami-etykietami: „… zabory, Murawiew-wieszatiel, wojna 1919-21, pakt Ribbentrop-Mołotow, zsyłki, Katyń, stalinizm, Smoleńsk ….. Skąd jednak pogarda dla Rosjan i Rosji ?”. Ów etnolog i kulturoznawca stwierdza autorytatywnie, że Rosja od Piotra I Wielkiego jest w Europie. „Bo bez Rosji nie ma Europy”. Świadczą o tym nazwiska rosyjskich twórców kultury – kultury uniwersalnej, egzystencjalnej, europejskiego wymiaru (Puszkin, Czajkowski, Lermontow, Gogol, Tołstoj, Dostojewski, Babel, Riepin itd. itp.) – i ich wkład w cywilizacyjno-kulturowy wymiar tego co pojmujemy jako wartości europejskie. Stomma uważa, że przyczyną aktualnych złych stosunków polsko-rosyjskich (leżących po polskiej stronie) jest przede wszystkim „wyimaginowane poczucie pogardy” żywionej przez Pana do Chama (czyli do Innego, gorszego). A w dalszej kolejności - poczucie zagrożenia, nie zrozumienia, nie poznania, nie ciekawości i chęci autentycznego zbliżenia.
Polski post-sarmatyzm, objawiający się po raz kolejny w anty-rosyjskiej histerii rozpętanej w obliczu konfliktu na Ukrainie, przejawia się też w wyimaginowanej chęci jedności narodu, społeczeństwa nadwiślańskiego (ten kto ma inne zdanie, inaczej formułuje sądy i stawia tezy jest „szpiegiem Putina”, „ruskim czełowikiem”, nie-Polakiem i „agentem wpływu interesów rosyjskich” – takimi inwektywami posługują się nawet tak do tej pory wyważeni komentatorzy i subtelni intelektualiści jak Adam Michnik czy Adam Szostkiewicz). To – jak sądzi Jan Sowa (psycholog, filozof, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego) – „jak pokazuje historyczna praktyka, to poszukiwanie jedności jest przede wszystkim sposobem na marginalizowanie tych, którzy z jakichś powodów nie mogą należeć do proklamowanej wspólnoty: chłopów, mieszczan, Żydów, reakcjonistów, postkomunistów, gejów, lesbijek, feministek, wykształciuchów itd.”. To jest też z jednej strony opór mentalnej materii post-kontrreformacyjnej, post-szlacheckiej, post-sarmackiej jaka charakteryzuje polskie elity etosowo-styropianowe, a z drugiej – ten Inny, ten obcy, ten ponoć gorszy kulturowo i cywilizacyjnie, ten wskazany jednoznacznie palcem, postawiony do kąta poprawia auto-wizerunek społeczny, przenosi dyskurs w inne, irracjonalne i nie-polskie (czyli – poza-wewnętrzne) przestrzenie, nie dotykające nabrzmiewających, lokalnych, nadwiślańskich sprzeczności i animozji. Podbijając nacjonalistyczny, narodowy i religijno-katolicki bębenek (katolicyzm, wiara prawdziwa vs „schizmatyccy Grecy”, idee Solidarności vs komunizm, którego Rosja i Rosjanie pozostają nadal egzemplifikacją, kultura Zachodu, której my jesteśmy reprezentantem i przedmurzem vsazjatycka dzicz” itd.) transponuje się zainteresowanie społeczne na – pozornie tylko – inne, „duszo - szczypatielne” i emocjonalno – pseudopatriotyczne przestrzenie świadomości. Bo to zawsze wraca szkodliwym, niebezpiecznym rykoszetem.
O konteksćie klasowym tych konfliktów - będących jednym z podstawowych źródeł wojny dopmowej na Ukrainie - nikt nie wspomina.
Tak Cień Kosowa łącząc się z Cieniem sarmaty prowadzi nas prosto na Dzikie Pola polityki: racjonalnej, modernistycznej, europejsko-cywilizowanej.

poprzedninastępny komentarze