Mała rzecz o wolności
2016-01-31 08:44:40
Najdoskonalszy stan ludzkiej natury
to ten w którym nikt nie jest biedny,
nikt nie pragnie być bogatszy, nikt nie
ma powodu by bać się, że zostanie
odepchnięty przez tych co prą do przodu
.
John Stuart MILL

Wolność jest pojęciem odmienianym na różne sposoby i w różnych kontekstach. To istota zrozumienia terminu liberalizm. Często są to konteksty diametralnie różne od tego co do tej pory uznawano za wolność, co cywilizacja zachodnia tłumaczyła tym pojęciem albo co rozumiano w kontekście słowa Wolność wywodząc jądro owego znaczenia z Oświecenia i tradycji Rewolucji Francuskiej, a za nią – z całej postępowej tradycji myśli euro-atlantyckiego chowu. Nie chodzi tu o akademickie dociekania czy dywagacje lecz o to co tzw. lud pod tym terminem czy pojęciem rozumie, jak to kojarzy i jak to przekłada w swych głowach na codzienną praktykę. Przede wszystkim w optyce zbiorowej.
Wolność można - jako kategorię filozoficzną, kulturową, jurydyczną, społeczną, ekonomiczną itd. - traktować na dwa sposoby: negatywnie - wtedy wymiar definicji obraca się wokoło braku ograniczeń i pozytywnie – wówczas spojrzenie pada na ów problem z pozycji tego który robi co chce. To zagadnienie dotyczące głównie świadomości czyli możliwości wyboru. W tym wypadku wolność – w połączeniu z doświadczeniami ogólnoludzkiej cywilizacji – owocuje nie tym co się robi lecz sposobem tego jak się robi i czego nie wypada robić (z racji społecznych uwarunkowań naszego gatunku, solidarności, empatii, szacunku dla godności Innego, kultury osobistej itd.).
Immanuel Kant uważał, iż czyn jest wolny wtedy gdy „świadomość wypowiada się przeciwko pragnieniom zmysłowym, a za racjonalną zasadą”. A ta jest wolna od emocji, afektów, uprzedzeń czy fobii. Tym samym nadaje się wolności najwyższą doniosłość racjonalności, odcedzając ją od poza-rozumowych i poza-empirycznych wpływów. Dla mnie jako racjonalisty i jednocześnie człowieka lewicy jest to perspektywa najważniejsza w całym rozwoju oświeceniowej tradycji racjonalności, wolności, solidarności, braterstwa, równości itd. Współczesny człowiek jest tym bardziej wolny im bardziej z jednej strony się samorealizuje, kiedy uczestniczy w biegu wydarzeń swojego czasu, kiedy określa siebie oficjalnie wobec władzy, ludzi z otoczenia, społeczeństwa, ludzkości: wobec modnych trendów i powszechnego – zdawałoby się – myślenia, często stanowiącego właśnie z tytułu owej masowości źródło dla rozwiązań autorytarno-niewolących (nawet z wolnością na ustach). Społeczny wymiar wolności to z kolei zagadnienie związane z dobrobytem, a przede wszystkim z poczuciem wartości i jakości przeżywanego życia czyli człowieka postrzeganego w wymiarze wspólnotowym. Chodzi o jak najszerszy dostęp do dóbr współczesnej cywilizacji i kultury, ale nie na zasadzie jałmużny, biernej konsumpcji, pasywnego „brania i używania” (nie widząc nic poza koniuszkiem swego zasmarkanego często nosa, swego wygórowanego ego, swojej wybujałej nadmiernie wyobraźni). No i o zbiorową świadomość tego dostępu.
Bo jak mówi IV artykuł Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela (1789) „Wolność polega na tym by móc robić wszystko to co nie szkodzi innym”. Czyli własnym postępowaniem prowadzić do minimalizacji ewentualnych krzywd, nie nieść swoim działaniem przykrości, bólu, cierpienia Innego.
Z wolnością i jej używaniem w wymiarach tak indywidualnym jak i zbiorowym koreluje to co określa się jako imaginarium. To przestrzeń ludzkich wyobrażeń o rzeczywistości, historii, ideach, pojęciach, symbolice itd. To figury zbiorowo przeżywanych dramatów wpisujących się w każde doświadczenie. A tym samym wpływające na aktualne decyzje i spojrzenie – tak w wymiarze jednostkowym jak i zbiorowym.
Historie je tworzące egzemplifikują się w słowach, podaniach, legendach, mitach, narracji medialnej, w całej symbolicznej palecie informacji przekazywanych przez rodziny, kulturę masową, literaturę, sztukę, edukację, Internet. To jest właśnie owo symboliczne uniwersum na którym (i dzięki któremu) odgrywają się współczesne przedstawienia. Przedstawienia będące często rzeczywistością (choć do końca nią nie są).
Często są one nie uświadomione, poza naszą racjonalnością. Imaginarium rządzą więc emocje, marzenia (te nie zrealizowane), kaprysy, rojenia (nie spełnione), intencje. Pobudza je zawsze etyczna strona osobowości – bo musimy być „po jasnej stronie mocy” – karmiąca się nie dość ostatecznie wypełnioną treścią owych zamierzeń (realnych i sennych) przez nas oczekiwaną. To są właśnie tzw. fantazmaty.
Wpływy konstrukcji fantazmatycznych można odnaleźć zarówno w świadomym działaniu jak i w mowie, wspomnianych marzeniach, w smakach, meandrach linii życia tak jednostkowego jak i w zbiorowym losie. Bo „Fantazmat rządzi w sposób uniwersalny. Wszystko jest mu w sposób skryty poddane, ale poza tym światem nie istnieje”. Np. w obiegowym języku polskim takie terminy jak „Żyd”, „ruski”, „komunista”, „lewak”, "ciapaty" w publicznej narracji uruchamiają od razu fale fantazmatycznych scenariuszy i figur, niosąc sobą pejoratywne umocowanie w świadomości. Od razu przekazują negatywne konotacje – i to nie wobec ogólnych pojęć związanych z owymi terminami – ale w stosunku do osób które stygmatyzowane są w takim wypadku, które w taki sposób naznaczamy, piętnujemy które tak klasyfikujemy.
Myślę, że dobrze polską narrację opisuje termin - mego autorstwa - tzw. liberalizmaty. To klon, to pochodna znaczenia liberalizm, ale niosący sobą konotacje wspomnianego fantazmatu. Czyli rzeczywistości wyśnionej, idealnej, platońsko-teistycznej proweniencji. Bo czyż istnieje poza naszą jaźnią takie uniwersalne pojęcie jak wolność i czy zostało ono w jakiejkolwiek w takiej właśnie formie urzeczywistnione w świecie doczesnym ? Czy można je rozpatrywać dogmatycznie i apriorycznie przy jednoczesnym uznawaniu absolutnej jednostkowości naszego bytu i wszystkiego co z nim się wiąże?
Bo działają tu subiektywne pragnienia, myślenie życzeniowe, pospolite wańkowiczowskie „chciejstwo”. To myślenie oddają najlepiej słowa utworu pt. „Jak Bolek i Lolek” (zespół Hurt):

Chciałbym być zawsze niewinny i prawdziwy
Chciałbym być zawsze pełen wiary i nadziei
Tak jak Bolek i Lolek
Tytus, Romek i A'tomek
Dzieci z Bullerbyn
Tomek na tropach Yeti
Jak król Maciuś pierwszy
Asterix i Obelix
Jak załoga G
McGywer i Pippi


Czyż porównywalne mogą być wolności rolnika z Sahelu i Bila Gatesa ? Dla jednego wolnością jest codzienna dostawa na swe skromne i liche poletko takiej ilości wody aby mógł on i jego rodzina przeżyć, dla drugiego – wolność to ……. globalna obecność jego kapitału w przestrzeni najszerzej pojętej.
Pozostając w klasycznej konwencji pojmowania wolności trzeba stwierdzić, że jest ona w naszym kraju - jako podstawowy liberalizmat - zaśmiecona, zdeprawowana, ograbiona ze swych znamion społeczności, wspólnotowości, zbiorowości tymi subiektywnymi afektami, pobożnymi życzeniami i ponoć dobrymi chęciami. Jak każde tego typu pojęcie tak i wolność musi być interpretowane w zależności od czasu, miejsca i historycznych stosunków panujących w różnych miejscach. A że te stosunki są różne, doświadczenia ludzkie też takimi są to i pojmowanie wolności musi być też różnym przez różne osoby i różne kultury. Nawoływanie do jakiejś jednej wersji wolności, jaka miałaby zapanować na całym świecie i obowiązywać wszystkich bez wyjątku (bez względu na doświadczenia kulturowe i historyczne poszczególnych zbiorowości) oraz obstawanie przy tej wizji w sposób doktrynersko-dogmatyczny jest właśnie przykładem liberalizmatu. Takie stanowisko nie uwzględnia tego co zwiemy konwergencją (bądź dyfuzją) idei, wartości, doświadczeń etc. a co ma „od zawsze” miejsce w historii naszego gatunku. I dotyczy to wszystkich pojęć, sądów, tez czy doktryn.
No i jeszcze czas – ten najważniejszy z wymiarów naszego bytu – wpływający z racji empirycznych na wszystko co nas otacza. Bo dogmat, bezruch, nie istnieją – tym bardziej jeśli dotyczyć to ma takiego pojęcia jak wolność.
Dzisiejszy mainstream (a za nimi bezrefleksyjni i bezkrytyczni akolici) nie chcą oświecać ani tłumaczyć maluczkim humanistycznych, bratersko-równościowo-wolnościowych czyli oświeceniowych wartości i kanonów. Nie uważają bowiem ludu za obywateli. Chcą jedynie, aby ów lud konsumował i przestał wybrzydzać. To z jednej strony haniebny paternalizm (będący najgorszą niewolą jaką człowiek zadaje drugiemu człowiekowi), a z drugiej - nałożenie kulturze wędzidła „obsługi wolności” w kontekście wyborów konsumpcyjnych, które „stają się czymś nieuchronnym, obowiązkowym, nakazem i wymogiem” (Zygmunt Bauman). Charakter społeczeństwa konsumentów, a nie zbiorowości obywateli, wymusza na kulturze ofertowość zamiast normatywności, uwodzicielskość a nie regulacje i katalogi, przypadkowość i przygodność a nie stabilizację i przewidywalność. Konsument dostaje – w ramach posiadanej wolności określoną ofertę (po stymulacji przez reklamę) potrzeb, pragnień, zachcianek i kaprysów. To właśnie ów lud otrzymuje zamiast poważnego dyskursu nad obowiązkiem, przymusem, odpowiedzialnością za wspólnotę i miejsce jednostki w tej zbiorowości. Ale czy tak preferowana wizja wolności mieści się w kanonach oświeceniowych czy – przytoczonym – kantowskim rozumieniu ?
Eskapizm mainstreamu - czyli ucieczka od spraw związanych z życiem społecznym - to typowy przykład liberalizmatu będącego efektem myślenia iż „….czegoś takie jak społeczeństwo nie ma. Istnieją tylko wolne i przedsiębiorcze jednostki”. We współczesnej socjologii pod tym terminem rozumie się także nie tylko oderwanie się od zainteresowania znaczeniem ruchów społecznych, ale również ich deprecjację.
Poruszyłem tylko jeden z elementów problemu stanowiącego esencję polskich liberalizmatów. Element, który chyba budzi najwięcej kontrowersji. Bo to na tej płaszczyźnie toczą się podstawowe spory: lewica - prawica, progresiści – konserwatyści, ewolucjoniści – tradycjonaliści. Ale przyświeca mi cały czas dylemat: czy nasz świat, nasz ludzki byt, nasze szczęście i zadowolenie zamykać się mają tylko w słowie – JA, kosztem słowa: MY ?





poprzedninastępny komentarze