Mątwy: lipiec 1666 (czyli jak Polak z Polakiem)
2016-08-15 07:27:16
13.07.2016 minęła 350 rocznica bitwy pod Mątwami. Ta dzisiejsza dzielnica Inowrocławia była przed pięć i pół wiekiem widownią rzeźni, jatki, masakry jaką zafundowały sobie elity I RP w walce o władzę, o zachowanie (lub zmianę) przywilejów, o „Boga, Honor i Ojczyznę” (a w zasadzie o udowodnienie kto jest bardziej prawowitym i ortodoksyjnym wyznawcą tych zasad), o prawowierność wiary katolickiej. O tym starciu, o przemilczanej skrzętnie przez elity III RP formie rozmowy „Polaka z Polakiem” (trzeba dodać, że wówczas za Polaka uznany był tylko i wyłącznie „Imć Pan Brat”, szlachcic herbowy – reszta stanów czy klas była tłem dla tych faktycznych posiadaczy I RP) rzucającej cień na gloryfikowane stosunki społeczne w Polsce przedrozbiorowej, a stanowiącej esencję rokoszowego i sejmikowego „bigosowania”, nie wspomina się w nauczaniu historii Polski. Nawet Henryk Sienkiewicz, ten „pokrzepiacz serc” polskich w latach niedoli, w swej nierzeczywistej epopei narodowej jaką jest Trylogia, skrzętnie omija lata poprzedzające Mątwy AD’1666 (oraz będące okresem zaraz po bitwie). Między końcem „Potopu”, a początkiem narracji w „Panu Wołodyjowskim” jest kilkuletnia luka. Świetnie pisze o tym Ludwik Stomma w „Polskich złudzeniach narodowych”. Bo to wstydliwy epizod, zaprzeczający także niemal powszechnemu przekonaniu o genezie i istocie zaborów, w wyniku których Polskę wymazano na przeszło 120 lat z mapy Europy. „…..I RP załamała się o wiele wcześniej niż ościenne imperia nabrały mocy i siły. Przecież 100 lat przed ostateczną zagładą to państwo nie istniało już jako państwowość. Było rodzajem fikcji” (Bartłomiej Sienkiewicz, prawnuk pisarza).

Polacy, czyli Scytowie, są narodem wybranym,
pierwszym wśród wszystkich narodów świata,
do którego ongiś należało panowanie
nad światem i do którego niezadługo
ono powróci, a język słowiański
pierwotnym językiem świata będzie.

o. Wojciech DĘBOŁĘCKI (OFMConv.), kapelan lisowczyków

Pod Mątwami, czas tzw. rokoszu Lubomirskiego, starło się ok. 20 000 tys. stronników króla Jana Kazimierza i ok. 15 000 rokoszan, sympatyków i adherentów „złotej wolności szlacheckiej”, komilitonów hetmana polnego koronnego Jerzego Sebastiana Lubomirskiego. Bitwa jak bitwa, tysiące takich były w Europie przed- i po tym wydarzeniu. Ot, pierwsza z brzegu wojna domowa wśród feudalnych władców danego kraju. Jej efekty i wydźwięk miały jednak charakter całkowitej zagłady INNEGO, przeciwnego politycznie „Pana Brata” szlachcica (bo o to głównie chodziło w owym konflikcie, coś na kształt Nocy św. Bartłomieja we Francji). Zagłady zrealizowanej w sposób totalny, który go ostatecznie miał pohańbić i nie tylko zabić fizycznie, ale przede wszystkim – upokorzyć i zdehumanizować. Odczłowieczyć i ostatecznie wdeptać w ziemię jako „tego psa” (to porównanie nie jest bezpodstawne, gdyż owa „rzeź niewiniątek” odbywała się na błotach i rozlewiskach leniwie płynącej tu Noteci). Po zakończeniu zasadniczej batalii rokoszanie w bestialski i wyrafinowany sposób znęcali się, dobijając i mordując poddających się im, prawie 4 000 zwolenników króla Jana Kazimierza i dragonów królewskich. Stanowili oni kwiat armii polskiej, gdyż byli to żołnierze Stefana Czarnieckiego, zahartowani w walkach w Polsce, Danii i na Ukrainie. Ich wódz i stronnik króla, hetman polny koronny Stefan Czarniecki nie brał udziału w bitwie, gdyż zmarł kilkanaście miesięcy wcześniej.
Bestialstwo rokoszan i ich bezwzględność po bitwie są skrzętnie omijane w historii i historiozofii polskiej. Przeczą one bowiem mitowi, tak popularnemu i niemal powszechnie hołdowanemu, że Polacy jako naród, jako społeczeństwo i ludzie je stanowiący to jednostki spolegliwe, łagodne, przyjazne innemu – zwłaszcza drugiemu Polakowi, współplemieńcowi tego samego „słowiańskiego” i katolickiego „od zawsze”, bogobojnego i miłosiernego po chrześcijańsku, narodu. Tu czerpią swe natchnienia nie mające się ni jak do rzeczywistości, mityczne i irracjonalne, życzeniowe i baśniowe, wygładzające rzeczywistość „ku pokrzepieniu” swojego narodowego, zbiorowego, narcystycznego ego takie szlagworty jak „jedność polityczno-moralna narodu polskiego” czy sposób prowadzenia sporów wewnątrz nadwiślańskiego społeczeństwa „jak Polak z Polakiem” (czyli przy stole, łagodnie, spolegliwie i z atencją dla interlokutora). Nagminnie o tym mówiono w latach 1980-81 podczas „karnawału pierwszej Solidarności” szerząc ów mit, ową legendę i nie prawdę. Bo zawsze „…..….Wszystkie spory w Polsce polegają na próbie wykluczenia przeciwnika, ustanowienia jednolitego dyskursu, który inne dyskursy unieważni” (Andrzej Leder).
* * *
Polskie podręczniki historii (i nie tylko bo dotyczy to także narracji realizowanej przez mainstream i media) przekazują od lat wersję dziejów naszego kraju w formie martyrologicznej, mesjanistycznej, kontrreformacyjno-paternalistycznej, antyrosyjskiej i hieratyczno-polonocentrycznej. Nie ma w niej miejsca na jakiekolwiek elementy uniwersalistyczne, kulturowo-cywilizacyjne rozpatrujące historię z uwzględnieniem aspektów innych niźli narodowo-katolickich (i to w wersji właśnie Kontrreformacji realizowanej na ziemiach należących do I RP od momentu wyboru arcykatolickiego króla Zygmunta III Wazy). W związku z tym nadwiślańska wizja patriotyzmu to przede wszystkim martyrologia, anty-komunizm (a nawet – anty-lewicowość w każdym calu), swoista ksenofobia i narodowy egotyzm. To w tych płaszczyznach tkwi solidarnościowe zwycięstwo stymulujące żywiołowe (od 25 lat) zawłaszczanie wszystkich sfer życia społecznego przez bigoteryjną, dewocyjną, zaściankową, XIX-wieczną formę konserwatyzmu. Taki post-sarmatyzm. To w nim przejawiają się właśnie brak sceptycyzmu, autokrytycyzmu i racjonalizmu – trendów myślowych stanowiących esencję Oświecenia i zachodniej kultury (czyli modernizmu). Tylko krew jest lepiszczem tego narodu, bo nad Wisłą, Odrą i Bugiem może wyłącznie ona być mitem założycielskim wszystkiego co kojarzyć się winno z polskością. I ona nie chce sceptycyzmu, samodzielnego, niezależnego myślenia i racjonalizmu. Chce ślepego, stadnego i bezrozumnego patriotyzmu z wieków minionych. Czyli – mentalnego skansenu i uwiądu realizmu. Patriotyzmu w stylu „imć panów braci” herbowych z czasów ciemnoty saskiej, okresu szalejącej Kontrreformacji, bezwzględnych przewag Kościoła rzymskiego w Polsce.
Tylko dlaczego milczeć o Mątwach ? Dlaczego nie traktować ich jak wydarzenia bardzo ważnego w historii naszego narodu, de facto poczynającego ostateczny upadek I RP ? Może mit nie lubi prawdy ? A może kłóci się owa bitwa i jej epilog z wizją spolegliwego, dobrotliwego, katolickiego i bogobojnego narodu szlacheckiego, którego współcześni Polacy są spadkobiercami ? Tak, księża dobrodzieje byli obecni w obozach po obu stronach Noteci i wszyscy – obojętnie od miejsca i zapatrywań – błogosławili idące do starcia pułki. I nie zapobiegło to wspomnianej rzezi jeńców. Poza tym Mątwy to swoiste memento biorąc pod uwagę atmosferę panującą dziś w naszym kraju.
* * *
Współczesna Polska ma coś w sobie z klimatu I RP XVII wieku (czyli lat szalejącej już Kontrreformacji, powszechnego rozkładu wewnątrz rządzącego stanu szlacheckiego, szczutego skutecznie przez oligarchię magnacką, wyrywającą sobie to „czerwone sukno” jakim jest Rzeczypospolita – wedle słów księcia Bogusława Radziwiłła z "Potopu"). Upadek rozpoczął się właśnie od takich coraz drastyczniejszych, ostrzejszych i powtarzających się regularnie starć jak Mątwy (a za blisko 50 lat były Olkienniki na Litwie: o pomniejszych waśniach, które szły w setki – nawet się nie wspomina). Kłótnie i podziały idące w społeczeństwie, a które widać współcześnie jak na dłoni są głównie generowane przez konflikt – na pewno nie doktrynalno-światopoglądowy gdyż jego źródeł i początków trzeba szukać raczej w podziałach klanowo-personalno-familijnych (jak w I RP) - w „rodzinie” post-solidarnościowej elity rządzącej krajem od 25 lat (aktualnie prawica post-solidarnościowa sprawuje rządy od ponad 10 lat). Tworzenie przez PiS oddziałów tzw. Obrony Terytorialnej wybitnie będzie sprzyjać „bigosowaniu” (na kształt tego co stało się po bitwie pod Mątwami) tego INNEGO przez słuszne, patriotyczne i wierne „Bogu, Honorowi i Ojczyźnie” oddziały (vel – bojówki). Winy co do przyczyn rozkładają się mniej więcej po równo w tym wewnątrz polskim, narastającym niebezpiecznie (ze względu na gęstniejącą atmosferę) konflikcie: bo aby dzisiejsza sytuacja i waśnie mogły zaistnieć wpierw trzeba było stworzyć taką sytuację, taki klimat i takie społeczne przyzwolenie że rządy PiS-u stały się możliwe. I jak wskazują sondaże cieszą się nie zmiennym popraciem. To efekt, skutek, egzemplifikacja wielu aspektów rządów wszystkich poprzednich ekip z SLD (dwukrotnie) włącznie.
Bo to „byt kształtuje świadomość” (Karol Marks).


poprzedninastępny komentarze