Źródła samozaglady
2019-02-20 06:47:24
Polacy – to okropny naród. Zapewne, każdy
naród jest okropny, ale Polacy
odznaczają się szczególną słabością
charakteru i niewykształconą administracją.

Jerzy GIEDROJĆ

Wracając po 3 miesiącach do lektury tekstów, które ukazały się w polskich mediach z okazji 100 rocznicy odzyskania przez Polskę państwowości w listopadzie ub. roku nasuwa mi się smutna refleksja bez względu na to co się czyta w tej materii. Chodzi o różnych autorów, różnej proweniencji politycznej i różnie usadowionych na polskiej scenie publicznej. Celowo nie piszę - niepodległości, bo to po pierwsze wyświechtane i mocno nadużywane w ostatnim 30-leciu pojęcie (jego wymiar często został zwyczajnie sprofanowany przez nieodpowiedzialnych i niewykształconych polityków oraz serwilistycznych funkcjonariuszy mediów), a po drugie – niepodległość i suwerenność wiąże się nie tylko z flagą, hymnem, językiem w urzędach, polskim rządem i administracją itp. imponderabiliami, ale przede wszystkim z zapewnieniem przez rządzące elity spójności społeczeństwu, nie antagonizowania poszczególnych jego grup. Przez rządy elit mających wizję funkcjonowania państwa na przyszłość: 10, 20, 30, 50 lat do przodu. Tego po wejściu do NATO i UE zupełnie zabrakło. Dziś płacząc nad rozlanym mlekiem mainstream konserwatywno-liberalny (zwalczający - i zwalczany - konserwatywno-klerykalno-neoliberalną część postsolidarnościowych resztówek) nadal nie rozumie co i dlaczego zaszło w naszym kraju, że rządzą ludzie, nota bene ich styropianowi i awuesowscy komilitoni polityczni, prowadzący ich zdaniem kraj na manowce, a społeczeństwo do kompletnej anihilacji.
Kompromitacja chaos i totalny bałagan jakie panowały w związku z obchodami 100-lecia niepodległości są niejako zwieńczeniem procesu psucia państwa, destrukcji społeczeństwa, szczucia ludzi „Solidarności” na tych „z Polski Ludowej”, jaki trwał z różnym nasileniem od 1989 roku. I w obchodach tej ważnej dla nas wszystkich bez wyjątku rocznicy jak w soczewce ogniskuje się bezsilność, ułomność, intelektualną impotencję większości elit - tak „post-solidarnościowych” jak i „post-peerelowskich” - rządzących Polską od 1989 roku. Bo to nie w czasach rządów PiS-u słychać było głosy, że II wojna światowa skończyła się 4.06.1989 roku, że PRL zniszczył Polskę gorzej niż Adolf Hitler bądź, że demokratycznie wybranej przez społeczeństwo lewicy polskiej „mniej wolno”.
Granie na emocjach i namiętnościach tzw. polityką historyczną, preferowanie tylko jednej czarno-białej wizji historii z bezrefleksyjnym podziałem na nasi – którzy są zawsze piękni, szlachetni, mądrzy i spiżowi i oni, INNI – którymi zawsze trzeba pogardzać, stawiać do kąta i zmuszać do ciągłych ekspiacji. I dotyczy to nie tylko minionych 100 lat, ale i odnajdujemy ten właśnie gen w kulcie ziemiaństwa, w admiracji kultury dworku, w uwielbieniu sarmackich, na wpół feudalnych stosunków społecznych (które nadal jakże często na co dzień w naszym kraju funkcjonują), w potrzebie wodza, przewodnika, mocnego faceta na białym koniu, w łaszeniu się do mocarnych i pogardzaniu słabymi, wykluczonymi, gorzej sytuowanymi etc.
Ta rocznica pokazała dobitnie jak podzieleni jesteśmy, na wzór dwóch nienawistnych plemion wdychających i żyjących ciągle irracjonalnymi tradycjami i swym dziedzictwem opartym o fantasmagorie i „chciejstwo”. Co się zmieniło od opublikowania słynnego eseju Jana Józefa Lipskiego pt. >Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy< ? I rządzące elity nic nie robiły i nic nie robią aby tę plemienność zniwelować, zasypać rowy uprzedzeń i fobii, nienawiści i agresji.
Gen destrukcji, skłonności do samo-zagłady, inklinacje do irracjonalnych zachowań zbiorowych jakie tkwią w głębokich pokładach imaginarium polskiego społeczeństwa co jakiś czas dają znać o sobie. I miało to miejsce wielokrotnie w dziejach naszego kraju. Najsmutniejsze, że nie wyciągamy żadnych wniosków z tych traumatycznych doświadczeń. Tak było w okresie I RP kiedy rządząca oligarchia magnacko-szlachecka przez ponad 100 lat – od nieszczęsnych „dymitriad” i zwycięstwa kontrreformacji w Polsce - wiodła kraj świadomie i sukcesywnie ku katastrofie. Tak samo działo się przy wszystkich, obchodzonych dziś hucznie i z pompą (a nie w ciszy zadumie, refleksyjnie) narodowych zrywach: 1831, 1863, 1944. To tylko niektóre epizody z naszej historii potwierdzające istnienie owych destrukcyjnych predylekcji. Pisali o tym wielokrotnie tak różnej proweniencji publicyści i twórcy jak m.in. Stanisław i Ludwik Stommowie, Zbigniew Załuski, Aleksander Bocheński, Cyprian Kamil Norwid, Stanisław Cat Mackiewicz, Melchior Wańkowicz.
Ten gen samozagłady u którego podłoża leży całe mnóstwo romantycznych mitów i fantazmatów, jakimi jest przenicowane wspomniane tu polskie imaginarium, irracjonalizm przesiąkający znaczną część świadomości i mentalności Polek i Polaków w połączeniu z megalomanią (wzmacnianą przez specyficzną, nadwiślańską formę kultu religijnego i lokalną interpretację prawd wiary katolickiej przez Kościół) jest wyjątkowo – jak widać – groźny i szkodliwy. Zapyta ktoś co jest antidotum na te przypadłości ?
Tylko imperatyw będący parafrazą hasła jakie powiesił sobie w owalnym gabinecie, kiedy zaczynał urzędowanie wraz ze swą pierwszą prezydenturą, Bill Clinton (przypominało o gospodarce) oddaje istotę tego co winno lewicy i oświeconej części społeczeństwa przyświecać: „Edukacja, edukacja, edukacja głupcy !!!!”. Oparta o racjonalność, anty-klerykalizm (co absolutnie nie oznacza anty-religijności), demistyfikację i demitologizację czyli oświeceniowa i nowocześnie cywilizowana. I budowanie poczucia solidarnej oraz empatycznej wspólnoty nie wykluczającej i nie stygmatyzującej kogokolwiek.

poprzedninastępny komentarze