Rashomon
2022-05-01 21:52:30
Zły śpi spokojnie bo jest pewny siebie” – rzekł w jednej z dyskusji o filmie i swojej twórczości japoński reżyser, mag kina XX wieku Akira Kurosawa. Do tej sentencji można tylko dodać wypowiedź brytyjskiego filozofa Bertranda Russella o istocie mądrości i głupoty. I nie jest moim zdaniem ta myśl spersonalizowana.

To smutne, że głupcy są tak pewni siebie,
a ludzie mądrzy tak pełni wątpliwości

Bertrand Russell

Akira Kurosawa jest jednym z najważniejszych reżyserów kina światowego. Czarno-białe, surowe w swym wyrazie obrazy nasycone uniwersalnym humanizmem przyniosły mu międzynarodową sławę i zasłużone zaszczyty. Chyba najważniejszym w plejadzie jego twórczości jest film >RASHOMON<. Mimo upływu lat od jego nakręcenia (1950), prostej fabuły nie mówiąc już o warsztacie reżyserskim (gdy porównujemy go do współczesnych produkcji) niesie ponadczasowe, wiecznie żywe i zasadne dylematy będące esencją człowieczeństwa. Dylematy, które jak widzimy dziś są stale aktualne, a może tym bardziej istotne, w czasach technologicznej rewolucji w sposobie komunikacji interpersonalnych, medialnych mega-manipulacji oraz gigantycznej ilości informacji pochodzących z różnych stron i próbujących wywrzeć na nas presję która pozbawia człowieka samodzielnego, krytycznego i nie będącego trendy „z tłumem” myślenia.
Akcja filmu dzieje się w średniowiecznej Japonii. W opuszczonej świątyni Rashomon grupa podróżnych chroni się przed deszczem. Czasy są niepewne, bo kraj wyniszczają krwawe wojny toczone przez feudałów i pozostających w ich służbie samurajów. Królują wszechogarniający chaos i poczucie braku bezpieczeństwa. Jeden z podróżnych zaczyna swą opowieść. Niedawno w lesie znalazł ciało zabitego samuraja.
Zabójca został pojmany. Wersja zabójcy ma brzmieć, iż zabił samuraja w pojedynku po tym jak ten zgwałcił jego żonę. Z kolei jego żona przedstawia inną wersję – to ona zabiła samuraja, nie mogąc znieść pogardy męża wobec gwałtu dokonanego na niej. Pojawiający się duch zabitego samuraja opowiada, że on popełnił samobójstwo. Z kolei wg narracji podróżnego chroniącego się w świątyni przed deszczem który rozpoczyna opowieść o tym wydarzeniu to kobieta sprowokowała mężczyzn do walki. Obaj walczący jego zdaniem zachowując się jak tchórze.
W zależności od wersji wszystko wygląda różnie. Raz samuraj jest ofiarą, a raz katem. Jego żona jest widzem albo podstępną prowokatorką, zaś podróżny inicjujący tę opowieść: przypadkowym przechodniem, beznamiętnym obserwatorem albo mordercą. Każdy z bohaterów opowiadających historię napadu przedstawia ją zupełnie inaczej, starając się reprezentować siebie w możliwie pozytywnym świetle, jednocześnie demonizując postępowanie pozostałych uczestników zdarzenia. Nie wiadomo, która z relacji jest prawdziwa, który z narratorów jest wiarygodny a kto kłamie. W zderzenie kilku przeciwstawnych wersji, przy braku możliwości racjonalnej i zdystansowanej pozycji gdyż główną rolę grają zaangażowanie i emocje, nikt nie może być postrzegany jako świadek i recenzent całkowicie godny zaufania. To jest iście szekspirowskie, uniwersalne, wieczne pytanie o naturę prawdy i istotę człowieka: o to, czy możliwe jest obiektywne poznanie i czy istnieje jedna, absolutna prawda. Nawet w obliczu tak wydawałoby się jasnego wydarzenia jakim jest morderstwo człowieka przez drugiego człowieka.
Więc kto kłamie, a kto mówi prawdę ? Kto jest ofiarą a kto sprawcą zbrodni ? A jeśli to kłamstwo jest w przekonaniu mówiącego najczystszą prawdą ? Kurosawa każe widzowi wątpić w nas samych, bo człowiek jest omylny, zawsze ma w sobie nagromadzone życiowe doświadczenia i wizję świata oraz ludzi, wedle których sądzi i opiniuje, a jego wiedza zawsze pozostaje ograniczoną (gdyż jest subiektywna i selektywna). Zwłaszcza w chwilach takich jak współcześnie, kiedy media są wszechogarniające, pozostają w służbie określonych ośrodków mających wywierać wpływ w określonych celach na ludzką świadomość i bombardują nas miliardami informacji. Często sprzecznymi, nie pozwalającymi zachować balansu, zdystansowania i dokonać racjonalnej refleksji i analizy. Raz z nadmiaru tych informacji, dwa – z tytułu ich wzajemnego wykluczenia. Więc czasem może warto popatrzeć na dziejące się wokół nas wydarzenia – te małe, wielkie i globalne – przez pryzmat czasu który ciągle mija i miejsca w jakim się znajdujemy. I faktu, iż nie zawsze ofiara jest aniołem, a napastnik demonem.
Ta opowieść o ułudzie absolutu – bo chcemy aby nasza prawda była czymś niepodzielnym i powszechnie przyjmowanym aksjomatem – jest tym bardziej we współczesny świecie istotna gdyż owe wolne, demokratyczne i obiektywne ponoć media posiadające niebywałą władzę, formatują naszą świadomość wedle zapotrzebowania swoich kuratorów: czyli mega-kapitału wiejącego przez nasz świat niczym Duch Święty wedle św. Augustyna czyli „kędy on chce” i mającego jednoznaczny, utylitarny, wieczny interes. Zysk, wielowymiarowo rozumiany.
Marc Bloch, twórca w okresie międzywojennym znakomitej szkoły historycznej we Francji (tzw. >ANNALES<) zauważył, iż wszelkie dziejące się wokół nas wydarzenia – polityczne, kulturowe, ekonomiczne itd. – nie wolno oceniać i opisywać wyłącznie ze współczesnej nam perspektywy. Istnieje bowiem zasada przyczynowości i skutkowości. Z tej racji wszystko ma swe źródła w czasie minionym – tym bliskim, dalszym, a czasami w odległej o wieki przeszłości. To przykład na tzw. „długie trwanie”, jak z kolei konkludował kolejny reprezentant tej szkoły historycznej, Ferdynand Braudel.
Nie jest to pochwala – choć to jest ludzkie czyli realne – tzw. relatywizmu (wzmacnianego przy okazji przez medialnych mentorów terminem „moralny”). Nie jest to także nawoływanie do pasywności. Jest to jedynie zwrócenie uwagi na to, iż o winie, karze czy odpowiedzialności decydować winne powołane do tego specjalistyczne, profesjonalne, opierające się o kodeksy (oczywiście po dogłębnym i zgodnym z procedurami procesie) organy. Zbyt często owi nowi władcy naszej świadomości, umiejscowieni w mediach i mainstreamie podając nam informacje w formie jedynej i absolutnej prawdy – bo to ich prawda i ich wersja - mają w tym konkretny interes. A to taki aby owa prawda i wersja tak właśnie była odbierana i przez to jednocześnie kreując wyroki zgodne z ich intencjami. Chcą być prokuratorem, sędzią i katem.
Warto więc choćby dla psychicznej higieny wyrwać się z bańki jednoznacznych i dogmatycznych definicji serwowanych nam przez media, odłączyć sieć i przejść do informacji, źródeł, tekstów czy obrazów (takich jak np. wspomniany >RASHOMON< Kurosawy) pozwalających spojrzeć na świat, procesy w nim zachodzące i na nas samych – ludzi - bez emocji, uprzedzeń, fobii i dogmatyczno-poszufladkowanych klasyfikacji.

poprzedninastępny komentarze