"Ida", czyli rozpasane seksualnie komunistki skaczą z okien
2015-02-23 07:33:55

Słabość polskiej lewicy, ale też jej brak wrażliwości artystycznej ujawniają się często. Najnowszym przykładem tych potężnych wad polskiej lewicy jest kompletne fiasko interpretacyjne dotyczące recepcji filmu "Ida", który pewnie zmierza po oscarową statuetkę.

"Ida" Pawlikowskiego to film prosty, aby nie powiedzieć prostacki. Obrzydliwa powojenna Polska to w nim świat, który niczym groźna, toksyczna pustynia skazuje na cierpienie i męki. Ludźmi pozbawionymi nadziei są w nim praktycznie wszyscy, a jedyna nadzieja na lepszy świat to jazz z USA, będący okienkiem wolności jednego z bohaterów. Obrzydliwy, czarno-biały (dosłownie i w przenośni) świat "Idy" to kraina, gdzie dosłownie wszystkim rządzi przemoc, a szczególnie zagrożeni są Żydzi, dla których powojenna Polska to po prostu kolejna forma trwającego w zasadzie nieustannie holocaustu, który w filmie zresztą posiada przede wszystkim źródła polskie.

Sytuacja Żydów jest przedstawiona bardzo łopatologicznie i wydaje się być całkowicie jasna. Mogą albo pogrążyć się w alkoholowo-zbrodniczym nałogu komunistycznym i w konsekwencji - jak to komuniści[1] - wyskakiwać z okien, albo też szukać jedynego bezpiecznego (w końcu bronić trzeba się nie tylko przed komunizmem, ale i przed Polakami) azylu, jakim dla tytułowej Idy okazuje się być katolicki klasztor. Problem "żydokomuny" film ten rozwiązuje bardzo prosto i zaangażowanie Żydów w budowanie socjalizmu w Polsce przedstawia wyraźnie i bezpośrednio jako akt samobójczy i prowadzący do ostatecznej zguby. Wygodnie.

Tak więc zgryzota moralna Wandy każe jej popełnić samobójstwo, a jej prostacka, konserwatywna, skrajnie antyfeministyczna zresztą, ogólna charakterystyka dopełnia obrazu zepsucia. Kobieta zepsuta, jaką jest Wanda, to bowiem oczywiście alkoholiczka, rozpasana seksualnie ladacznica (sama podrywa facetów i jest zalotna, zamiast grzecznie iść w habit, jak w katolickim kraju by co najmniej wypadało!) i amoralna oraz do dna cyniczna osoba, na każdym kroku wykorzystująca swą pozycję i władzę. Wanda ocieka wręcz krwią żołnierzy wyklętych i spełnia wszystkie, podręcznikowo-IPNowskie normy wizerunku komunistek.

Wszechobecne w "Idzie" patos i tania egzaltacja - artyzm filmu wynikać ma bowiem z samej ciszy i tępych spojrzeń głównej aktorki mówiących "Zabijcie mnie, co ja tu robię" - osłaniają też bardzo kłamliwie potraktowane tło historyczne. Polska nie jest w "Idzie" krajem, gdzie dokonała się jakaś inwazja, czy wojna, gdzie Niemcy wymordowali miliony ludzi, czy gdzie budowane na gruzach państwo usiłuje pozbierać jakieś resztki do kupy. Jest za to państwem, gdzie to Polacy sami są sobie winni, a portret polskiej wsi rysuje się w najczarniejszych barwach. To jakiś sztuczny świat żyjący w komunistyczno-polsko-wsiockim zawieszeniu i sosie, pomiędzy jednym, a drugim pogromem żydowskim.

Otwarte wyparcie się komunizmu z jednej strony prowadzi też do konsekwentnego wypierania się związków z Polską, która w filmie tym sprawia takie wrażenie, jak gdyby zaraz sama miała "dokończyć" dzieło hitlerowskich okupantów i dorżnąć resztki ludności żydowskiej... a potem zapaść się w sobie i zginąć na wieki.

Podobną wizję polskiej mentalności przedstawiało "Pokłosie" - robiło to jednak w sposób w dużej mierze wycinkowy i mniej uniwersalny, a także w sposób dramatyczny i pokazujący ogólną tragedię sytuacji. "Ida" to zwielokrotnienie tej perspektywy i jej uniwersalizacja. Osobiście - pochodząc z rodziny, która zaangażowana była w pomoc Żydom w trakcie wojny - czuję się dość mocno krzywdzony tego typu interpretacją dziejową i doskonale pod tym kątem rozumiem też zarzuty części krytyków (także z prawej strony), którzy odnajdują w tym filmie kłamliwy obraz polskiej rzeczywistości.

Na rzecz Oscarów i Ameryki ten obraz jest jednak produktem idealnym. "Ida" - wbrew złudzeniom (choć może to tylko złudzenia na pokaz) części z polskich twórców - czytana i doceniana jest nie za swą (dalece wątpliwą) wartość artystyczną, ale za klarowną wizję polityczną, która łatwo wpisuje się w mit założycielski państwa Izrael i w najbardziej konserwatywne wizje syjonizmu. Dla tego ostatniego wizja dołączenia do katolickiego klasztoru nie będzie zresztą wcale widziana lepiej od skoku z okna, a cały "polski pejzaż" wymalowany w filmie to w zasadzie jeden wielki jarmark obrzydliwości. Wbrew pozorom film ten jest jednak także i antysemicki - neguje bowiem samodzielność Żydów zaangażowanych w tworzenie powojennego systemu oraz odmawia - nawet ich religii - podmiotowości i zdolności do samostanowienia.

Film ten dysponuje klasycznie michnikową interpretacją historii - komuniści popełniają samobójstwa, gdy tylko rozumieją jak wielkimi zbrodniarzami byli, a co drugi Polak wymordował w trakcie wojny Żydów, natomiast polski wieśniak to zagrożenie porównywalne do w pełni wyposażonego SS-mana. Wszyscy Polacy, którzy zobaczą "Idę", a nie są Żydami wychodzić z kina mają więc z wielkim poczuciem winy... tylko czemu?

Już od dawna polskiej kinematografii nietraktującej o problematyce żydowskiej nie udaje się przebić na festiwalach. Takie świetne filmy jak "Wojna polsko-ruska", "Made in Poland", "Księstwo", czy inne nie mają szans, bo wątki i tematy polskie nikogo w Europie i USA nie interesują. Polska jest już przecież "wolna", "zdemokratyzowana" przez USA i w związku z tym posiada teraz prawo wyłącznie do opowiadania o swojej trudnej historii, zbrodniczości totalitarnego komunistycznego reżimu itd.

Poruszana bardzo często w polskim kinie kwestia żydowska w swych kolejnych odsłonach jest też coraz bardziej brutalizowana i coraz bardziej sztuczna, coraz mniej też jest w niej Niemców... Być może kolejny oscarowy film uwzględni w tym względzie dodatkowo prześladujących Żydów Rosjan, co na pewno dodałoby oscarowych szans takiemu dziełu i mogłoby posłużyć jako wygodny, ideologiczny wytrych do wspierania działań polskiego rządu na rzecz "wyzwalania" Ukrainy.

"Ida" problem żydowski traktuje jeszcze gorzej niż inne filmy (np. doskonały, genialny wręcz "Pianista", czy znacznie lepsze "W ciemności"), oto bowiem przedstawiona jest tu wizja dziejowa, jakoby jedynym schronieniem dla ocalenia moralności i ducha był dla Żydów w Polsce kościół katolicki... w tym przypadku dość obrzydliwej natury klasztor... Obrzydliwość tego ostatniego będzie zresztą łatwo zaobserwowana na Zachodzie, gdzie żadnego sentymentu do zakonnic nie ma, co chyba nie wszyscy Polacy sobie dobrze uświadamiają, wierząc, że z "Idy" wynika jakaś pochwała dla katolicyzmu.

Jako projekt polityczny i ideologiczny "Ida" to też idealny wehikuł liberalno-prawicowego dyskursu, opowieść o dorastaniu Żydów do Gazety Wyborczej i historia zgrabnie niszcząca powiązania Żydów z komunizmem. Jest to specyficzne know-how, które parodiując "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" można by nazwać "Jak zrozumiałem, że sojusz z kościołem katolickim jest potrzebny dla przetrwania i później zniszczenia komunizmu". Nie jest to jednak film, który byłby politycznie prawicowo-konserwatywny, ponieważ i Polacy i Polska są w nim napastnikami. Zamiast tego "target" dzieła znajduje się na Zachodzie i poza granicami Polski, czyniąc z "Idy" dzieło politycznie kolonialne, a Polskę ukazując w "artystycznie" zamaskowanych, de facto apokaliptycznych barwach w stylu rodem z "Jądra ciemności", czy "Apocalypto"...


[1] Szkopuł w tym, że pod względem samobójstw to współczesna, kapitalistyczna Polska bije historyczne rekordy, a lata 40-te i 50-te to rekordowo niska aktywność samobójców.


poprzedninastępny komentarze