Lewica: te same błędy, te same porażki?
2015-05-26 23:35:14

Zwycięstwo Andrzejowi Dudzie zapewnił elektorat socjalny i elektorat przeciwny neoliberalizmowi oraz samej Platformie Obywatelskiej. Postulaty socjalne i te dotyczące poziomu życia Polaków wbrew pozorom zdominowały kampanią prezydencką i zadecydowały o tym, że rządząca elita otrzymała pierwszy, poważny cios. Wynik wyborów prezydenckich to także poważna lekcja dla całej polskiej lewicy, jeśli ta marzy jeszcze w ogóle o wyjściu na polityczną scenę i wejściu do poważnej polityki.

Andrzej Duda zebrał zdecydowaną większość głosów od robotników, bezrobotnych, studentów i rolników – czyli najbardziej niezadowolonych z panowania kapitalizmu. Przyczyniła się do tego oczywiście polityka rządzącej Platformy Obywatelskiej, jej neoliberalny kurs, opłakana sytuacja gospodarcza kraju i bezlitosny przymus emigracyjny, z którym do czynienia mają masowo obecnie wyjeżdżający z naszego kraju młodzi ludzie. Elektorat zmiany w tym wypadku okazał się być elektoratem PiS, mając jednak w świadomości fakt, jak duże poparcie uzyskał Paweł Kukiz oraz generalną dominację prawicy w świadomości społecznej Polaków można łatwo pokusić się o stwierdzenie, że zdecydowana większość polskich wyborców prędzej zdecyduje się na (pseudo)socjalną prawicę niż zaryzykuje głosy na jakąkolwiek socjalną lewicę.

Do takiej właśnie sytuacji doprowadziło 25-letnie pranie mózgów przez instytucje takie, jak IPN, kościół katolicki i inne. Prawicowa historia, prawicowa konserwatywna tożsamość i królujący też na marginesach opętańczy kult skrajnych politycznych postaci libertarianizmu oraz społeczna wiara w “odpolitycznienie” i inne cuda oferowane przez Kukiza... to wszystko powoduje, że zarówno systemowe, jak i antysystemowe miejsca w polskiej polityce okupowane są przez formacje prawicowe – w różnych odcieniach i różnych postaciach skrajności.

Polska lewica nie uczy się jednak na swoich błędach. Powstająca partia “Razem” ewidentnie skupia się na płytkich postulatach ekonomicznych, nie posiada i nie wypracowuje jednak konkretnego wizerunku politycznego, który pozwoliłby podjąć wyraźną konfrontację z establishmentem. Elektorat socjalny nie jest bowiem w obecnej sytuacji naturalnie lewicowym polem i elektoratem, który lewica łatwo mogłaby przejąć. Zamiast czystych haseł socjalnych – które łatwo może przejąć PiS i które łatwo przejąć może także SLD, które ma wystarczającą bazę polityczną i rezerwy, aby czapkami zakryć wszelkie nowe projekty – lewica potrzebuje własnego szerokiego projektu antysystemowego, radykalnego i zrywającego ciągłość panowania prawicy zarówno w wymiarze obyczajowym, jak i historycznym oraz symbolicznym.

Elektorat socjalny to elektorat w olbrzymiej mierze prawicowy. W Polsce nadal istnieje jednak pewna baza pod postulaty antykapitalistyczne, antysystemowe i obchodzące z lewa wszystkie prawicowe twory polityczne. Niezbędną narracją w tym wypadku jest jednak narracja socjalistyczna, klasowa i radykalna, a nie hipstersko-liberalne-wielkomiejskie przebieranie się za społecznych wrażliwców i liczenie na to, że za takimi – mikro – ruchami pójdą robotnicy i rolnicy, którzy wczoraj głosowali na Andrzeja Dudę. Populizm bez historii nie wygra z wielopokoleniową już prawicową tradycją.

Kolejnym problemem polskiej lewicy – poza organizacyjną słabością, brakiem wyraźnych postaci, brakiem antysystemowości i konkretnego projektu – jest problem dotyczący symboliki. Miękka symbolika w stylu “Podemos” zadziała wyłącznie tam, gdzie przygotowane jest szerokie poparcie dla socjaldemokracji i gdzie świadomość lewicowych rozwiązań wiąże się nierozerwalnie z drobnomieszczańską mentalnością i kulturą miejską. Polskie miasta – zwłaszcza Warszawa - tradycyjnie głosują jednak za władzą i relatywnie dobrze im się powodzi – wystarczy porównać poziom bezrobocia w Warszawie z poziomem bezrobocia w “Polsce B”, czy w miastach wojewódzkich takich, jak Lublin, czy Szczecin, aby zrozumieć, że położenie Warszawiaków jest mimo wszystko relatywnie uprzywilejowane w porównaniu do znacznej części kraju. To, że elektorat socjalny znajduje się na wsi i w “Polsce B” ukazuje też dobrze to, że to właśnie na wsi oraz w “Polsce B” Andrzej Duda zebrał największe poparcie, natomiast w dużych miastach mimo skrajnie nieprzychylnej polityki antypracowniczej triumfował jednak Bronisław Komorowski.

Bez radykalnie antysystemowej symboliki i narracji odwołującej się do walki klas, walki z elitami i walki przeciwko prawicy oraz kapitalistom nie uda się w Polsce żaden lewicowy projekt. Socjaldemokratyczne, letnie twory tworzono już wielokrotnie. Łączenie a nie dzielenie, poprawianie kapitalizmu, zmniejszanie nierówności, apelowanie do sumień, drobne reformy, które zakryć mają “niedoskonałości” systemu itd... to wszystko zarezerwowane jest dla prawicy w jej różnych wersjach. To jej grunt. Wspieranie drobnych i średnich przedsiębiorców – którzy wyzyskują najbardziej – również nie pomoże lewicy. Bez odzyskania klasowej partii z konkretnym wrogiem i kanalizacji społecznego niezadowolenia przeciwko tym wrogom nie ma i nie będzie sukcesu.

To właśnie z antysystemowych głosów skierowanych konkretnie: przeciwko wszystkim partiom politycznym wzięło się poparcia Pawła Kukiza. Lewica potrzebuje takiego samego rozdania i tak samo radykalnej narracji, skierowanej jednak przeciwko polskim przedsiębiorcom, którzy są głównymi odpowiedzialnymi za złą sytuację polskiego pracownika i opłakaną kondycję gospodarczą naszego kraju. Nie jest przypadkiem, że najniższe stawki panują w małych i średnich polskich przedsiębiorstwach, nie jest też przypadkiem to, że większość właścicieli firm wybrała Komorowskiego nad Dudę. Programem lewicy nie może być więc wyłączne koncentrowanie się na obcym kapitale, nie wystarczy też zajmowanie się “pozytywną” stroną polityki bez dojrzałej, wypracowanej krytyki wobec obecnie panującego porządku. Gramsciańskiej batalii o hegemonię kulturową nie da się niestety obejść i wygrać przez skrótowe myślenie socjalne i kapitulowanie w kwestiach historycznych, czy politycznych.

W programie lewicy musi istnieć realny pomysł na nowy system ekonomiczny, który zapewni dodatkowe środki. Takim pomysłem jest socjalizm, który produkcję odbiera z rąk prywatnych i czyni ją procesem społecznym, wspólnym.

Nawet lista 300 postulatów dotyczących rozbudowy socjalu w kapitalizmie będzie listą jałową i bez pokrycia jeśli obok niej nie będzie istniał dojrzały program gospodarczy, który wygeneruje środki na realizację tych postulatów. Bez inwestycji w państwowy przemysł, państwowe firmy i wspólną, społeczną własność nie da się przeciwstawić molochowi kapitalistycznej gospodarki i jej żądaniom. Programem minimum musi być odbudowa państwowego sektora gospodarczego, a punktem docelowym uczynienie z niego sektora co najmniej równorzędnego do sektora prywatnego. Bez pomysłu na zmianę logiki produkcji i społecznego wytwarzania nie będzie żadnej szansy na zmianę całokształtu systemu gospodarczego i układu sił klasowych, które w nim panują.

Kolejnym problemem lewicy, która nie rozumie, że musi być antysystemowa, charakterystyczna, wiarygodna i posiadać swoją, związaną z historią, własną tożsamość jest problem dotyczący stosunku do polityki międzynarodowej.

Nijakość w polityce międzynarodowej, uległość wobec polityki NATO i USA oraz bezrefleksyjny stosunek do UE będą gwoździem do trumny dla każdego lewicowego ugrupowania w Polsce. Polski wyborca nie jest wcale wyborcą proNATO-wskim, nie jest też ślepo uległy wobec Unii Europejskiej i owoce tego już zbiera PiS, wyrażając bardzo konkretną krytykę struktur europejskich. Bez krytyki neoliberalizmu obecnej UE, bez antymilitaryzmu i patriotycznej polityki zakładającej polską autonomię w stosunku do interesów amerykańskich nie da się stworzyć wiarygodnego przekazu, który odróżniałby lewicę od establishmentowej prawicy. Biorąc pod uwagę m.in podnoszone w czasie kampanii prezydenckiej kwestie tworzenia w Polsce amerykańskich baz wojskowych należy też zauważyć, że lewicowy opór wobec militaryzmu, imperializmu amerykańskiego i przesterowania Polski na drogę uzbrojonego po zęby przeciwko Rosji “Izraela Europy”, może być podstawowym nośnikiem dla szybkiego wzrostu poparcia społecznego.

Niezależnie od tego jak potoczą się wybory parlamentarne śmiało stwierdzić można jednak, że ostatnie cztery lata zostały dramatycznie zmarnowane. Przede wszystkim zmarnowali je działacze, którzy dopiero niedawno utworzyli swoje partie i którzy myśląc o polityce myśleli zasadniczo wyłącznie o wyborach, nie posiadali jednak żadnego rozłożonego w czasie planu działań i nie przewidzieli prawdy elementarnej – że dla lewicy sprawą życia i śmierci jest posiadania regionalnych, prężnych struktur, które są rozpoznawalne, niezależne, aktywne i budują robotnicze, oddolne poparcie dla lewicowego programu. Opieranie się na wąskich kołach lewicowców ze stolicy bez ciężkiej i długiej pracy w terenie kończy się rozpaczliwymi “rzutami na taśmę” w czasie przedwyborczych kampanii i równie srogimi rozczarowaniami po wyborach.

Lewicowe partie nigdy nie były i nie będą bowiem klasycznymi partiami władzy, a więc bytami, które uaktywniają się i funkcjonują w zasadzie wyłącznie w oparciu o kalendarz wyborczy i zdobywanie stanowisk przez wybory. Bez stopniowego budowania poparcia i z wyłącznym liczeniem na zaistnienie poprzez start w wyborach parlamentarnych lewica znosi w rzeczywistości większość swoich atutów, ponieważ w procesie kapitalistycznych wyborów, gdzie decydują pieniądze i układy, lewica nigdy nie przechytrzy kapitalistycznych obozów politycznych, które do perfekcji opanowały funkcjonowanie w tych realiach.

Pytanie o lewicę w Polsce jest więc w chwili obecnej pytaniem raczej o ewentualny skuteczny start w roku 2019 niż o sukces w roku 2015. Zbudowanie rozpoznawalności jakiejkolwiek lewicowej partii do jesieni to zadanie praktycznie niemożliwe. Jedyną nadzieją jest więc budowa szerokiej koalicji, która w polskich warunkach oznacza sojusz socjaldemokratów z socjalliberałami różnej maści i wiarę w to, że kilka warszawskich grup zebranych do kupy w jakiś sposób “zaskoczy”. Problem przy budowaniu koalicji (abstrahując od konieczności zdobycia aż 7 procent poparcia by wejść do sejmu) to jednak również problem braku wyrazistości, radykalizmu i konkretności przekazu. Kolejne “LiD-y”, czy inne orientalne zielono-czerwono-purpurowe sojusze narażają się (o ile w ogóle powstaną) przede wszystkim na nijakość i prowadzące w ślepą uliczkę “uśrednienie” swoich wewnętrznych treści.

Niezależnie od przyszłości SLD oraz pozaparlamentarnej lewicy warto zwrócić też uwagę na to, jak sukcesywnie eliminowany jest w Polsce lewicowy dyskurs wraz z lewicową symboliką. W czasie gdy w Europie tradycja partii czerwonych, otwarcie socjaldemokratycznych i socjalistycznych oraz komunistycznych pozwala zachować przynajmniej ciągłość i minimalny poziom samego programu, o tyle w Polsce najczęstszą manierą lewicy jest maniera rezygnowania z lewicowości na rzecz kolejnych ustępstw wobec elektoratu, który i tak prędzej wybierze konserwę. Tak samo jak błędem SLD było uleganie neoliberalizmowi, polityce w wydaniu establishmentowym i elitarnym – tak samo błędem partii pozaparlamentarnych jest ucieczka od całej lewicowej tradycji i wiara w to, że w końcu “uda nam się skutecznie przebrać”. Jest to działanie o tyle nieskuteczne co głupie, ponieważ bez lewicowości na wierzchu nie ma też autentyzmu, nie ma jednoznacznie lewicowego programu i nie ma wiarygodności w oczach lewicowego elektoratu, ani też wiarygodności w oczach tego elektoratu, który szybko rozpoznając lewicowe postulaty i tak dostrzeże w “przebierankach” znienawidzoną przez siebie czerwień.

Ucieczka od lewicowości to stały element państw, gdzie przestrzeń polityki jest kolonizowana przez klasy panujące. Działacze dotychczas lewicowi stają się w takich warunkach coraz mniej lewicowi, a coraz bardziej polityczni – szukają władzy, lecz przestają liczyć się ze swoim programem, zapleczem, historią i przekazem. Taka była geneza wszystkich zdradzieckich socjaldemokracji w historii i dlatego też bez postawienia na socjalizm i na wyraźny antykapitalizm każda lewica to w zasadzie - w sposób automatyczny – zdrada, lub co najwyżej zdrada w drodze.

To następne lata zdecydują, czy polska lewica się odbuduje, czy też Polska stanie się reżimowo-prawicowym skansenem Europy, gdzie nawet postulaty socjalne i prospołeczne zdominowane zostaną przez różne odmiany reakcyjnej, konserwatywnej ideologii. Budując swoją tożsamość w oparciu o kontynuację antykomunizmu, kontynuację działań Gazety Wyborczej i Michnika oraz dalszą realizację rzekomych “ideałów” elit, które odpowiedzialne są za obecne położenie Polski jest to jednak misja skazana na klęskę. Tak, jak upada powoli liberalny obóz panujący, tak upada powoli postsolidarnościowy układ, który dzielił historię na okres “socjalistycznego zniewolenia” i “Wolną Polskę”, królestwo Papieża i Wałęsy (który zdaniem co bardziej wyobcowanych i zagubionych był chyba komunistycznym przywódcą). Przebieranie się lewicy w antykomunistyczne i nawiązujące do “Solidarności” szaty to kolejna ślepa uliczka, ponieważ posiadanie wspólnej mitologii z przegranymi oznacza taką samą klęskę.

Przyszłość bez lewicy w Polsce jest całkowicie możliwa i realna.

Jest realna tak samo, jak fakt, że prawicowa ideologia wchodzi na tradycyjnie lewicowe obszary. W naszym konkretnym przypadku tylko fuzja autentycznej, radykalnej lewicy społecznej i ekonomicznej z postępowym obyczajowo programem i powrót do korzeni lewicy oraz jej rdzenia tożsamości pozwala mieć jakieś nadzieje. Każde ustępstwo podyktowane wiarą w sukces, który czekać ma tuż za rogiem, to kapitulacja przed siłami establishmentu i kapitału. Dla prawicy lewica, która nie posiada własnej tożsamości, historii, symboliki i skupia się wyłącznie na “problemach zwykłych ludzi”, czyli na prostych, reformistycznych hasłach socjalnych to idealny przeciwnik – taki, którego atuty łatwo można spacyfikować i który w żaden poważny sposób nie zagraża obecnie panującemu porządkowi.

Jedyną realną drogą polityczną dla lewicy jest radykalna czerwień i socjalizm – o rozpoznawalność tego ostatniego zatroszczyła się bowiem sama panująca prawica ze swymi aparatami politycznymi i ideologicznymi, które przez lata funkcjonowały i prały mózgi konstruując nową świadomość społeczną. Pole do działań i odpowiednie, polityczne miejsce jest więc i gotowe i wolne.

Zagospodarowanie lewicy przez miękkie, nijakie i uległe wobec kapitału partie skupione na swoich naiwnych interpretacjach polskiej polityki może jednak skutecznie zabić wszystkie lewicowe szanse... przynajmniej do kolejnych wyborów, kiedy to lata panowania prawicy w różnych, skrajnych postaciach powinny już przygotować odpowiednio zmasakrowany grunt pod nowe, lewicowe praxis.



Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Socjalizm Teraz

poprzedninastępny komentarze