Show must go on
2016-03-22 23:16:28

Budynki przyozdabiane belgijską flagą, łzy Federici Mogherini na wizji, liczne, świeczkowe wiece solidarności z ofiarami... Terroryzm stał się nowym europejskim przemysłem rozrywkowym dla głodnych wrażeń mas, które coraz mniej rozumieją z tego świata… i nie są już w stanie dostrzec prawdy za zasłoną medialnego spektaklu i show, którego głównym zadaniem jest zresztą właśnie - odwracanie uwagi.

Bo terroryzm się opłaca. I to wcale nie samym terrorystom – i ich nieskutecznie działającym grupkom, których praktyki i akcje nie mają większego znaczenia dla sprawy, o jaką ludzie ci deklaratywnie walczą. Terroryzm to dobre usprawiedliwienie, to dla Zachodu świetne - wręcz idealne - wyjaśnienie rzeczywistości. Terroryzmem można więc bez trudu wyjaśnić wszelkie bombardowania, wywłaszczenia, ataki dronów, bezprawne interwencje wojskowe, czy niezgodne z prawem międzynarodowym zamykanie granic i odsyłanie z nich uchodźców uciekających przed wojną… którą samemu się wcześniej wywołało.

Propagandowy klucz o nazwie "wojna z terroryzmem" od dawna działa już w USA - teraz pora na ten sam spektakl w Europie.

Dla prawicowego i faszyzującego elektoratu każda wojna świętego, zachodniego chrześcijaństwa z islamem na Bliskim Wschodzie jest - z samej swej natury - usprawiedliwiona. Elektorat umiarkowany mógłby mieć jednak problem z akceptacją kolejnych interwencji, bombardowań, wojen i eskalacją konfliktu na Bliskim Wschodzie. A teraz? Teraz sam pała żądzą zemsty, a kilka ataków terrorystycznych zostało obróconych i zamienionych w praktyczne usprawiedliwienie dla każdej dosłownie zbrodniczej działalności, na jaką USA, czy państwa Europy mogłyby się zdecydować.

Z perspektywy panującego nad nami kapitalistycznego imperializmu gdyby nie było ataków terrorystycznych ISIS na terytorium Europy... to należałoby je sfingować i zorganizować samodzielnie - nic bowiem nie kupi spontanicznego wsparcia ludowego lepiej niż intensywne poczucie strachu przed obcym-zamachowcem, które tym bardziej skłania mieszkańców Zachodu do "uciekania się" pod obronę własnych, imperialistycznych rządów, tak bardzo zatroskanych przecież o respektowanie praw człowieka na świecie i szerzenie oświeconej, liberalnej demokracji w wolnorynkowym wydaniu.

A przecież nie trzeba żadnej większej inteligencji, aby dobrze wiedzieć skąd wzięło się i Państwo Islamskie, i terroryzm, i cała "wojna z terroryzmem", której obecnie jesteśmy świadkami. Szczytem głupoty było raczej naiwne zaufanie amerykańskiej polityce wojennej, której sama już inauguracja (atak na Irak, pomimo, że Irak nie miał nic wspólnego z zamachem na WTC) wyraźnie wskazywała, jak dalece cynicznie fałszywa jest linia zachodnich "obrońców demokracji". Szczytem głupoty było sądzić, że napadanie na całe regiony, mordowanie setek tysięcy ludzi, kradzież surowców, czy instalowanie sztucznych rządów marionetek nie przyniesie w przyszłości swych negatywnych konsekwencji [także dla nas!]. Szczytem głupoty jest sądzić, że w epoce internetu, samolotów i społeczeństwa masowego da się uniknąć wszystkich ataków terrorystycznych - podyktowanych przez masowe pragnienie zemsty, tak silne w tych, którzy zostali przez Zachód pognębieni.

Potencjalne zło kryjące się za atakiem na Irak przewidział nawet wielki zwolennik Pinocheta i uprawiania seksu bez zabezpieczenia w czasie epidemii HIV w Afryce – nasz rodak, Jan Paweł II, kiedy jasno wypowiadał się przeciwko zbrojnej interwencji w Iraku. A potem? Afganistan, Libia, Syria, Mali... układanka interwencji bezpośrednich, interwencji pośrednich, czy "spontanicznych" "arabskich" "rewolucji" przy asyście Johna Kerry'ego/Johna McCaina nie ma swojego końca. To prawdziwe brudne wojny prowadzone przez światowy imperializm w iście hollywoodzkim stylu – z krwawym rozmachem.

Zbrodnicze praktyki Zachodu nie zakończą się same. Same z siebie nie znikną też ataki terrorystyczne, które są po prostu pokłosiem zachodniej wojny wypowiedzianej Bliskiemu Wschodowi już przeszło kilkanaście lat temu. Masy pracujące Europy są dziś wielkim zakładnikiem politycznego i wojennego imperializmu swych rządów. Kryzys uchodźczy i napływ mieszkańców Bliskiego Wschodu do Europy tworzy jednak odpowiedni klimat do tego, aby z przyczyn indywidualistycznych i egoistycznych sprzeciwiać się i napływowi uchodźców, i pokojowej polityce bliskowschodniej. Zamachy w Brukseli do szczucia przeciwko uchodźcom jako pierwszy na wizji wykorzystał dziś zresztą (symbolicznie) sam król kapfaszyzmu - Donald Trump.

Dlaczego? Wynika to z samego położenia Zachodu i tego, jak duże korzyści odnosi on z tego, że Bliski Wschód znajduje się w proszku. Tania ropa, tanie surowce, ruch w interesie spekulacyjnym i zbrojeniowym... to wszystko efekty tego, co wspólnymi, imperialistycznymi siłami dokonano na Bliskim Wschodzie. A pomaganie uchodźcom? Niezbyt dochodowe zajęcie! Z perspektywy europejskiego pracownika najemnego pojawia się jeszcze jeden komponent - lęk o własne miejsce pracy. Łopatologicznie prosty strach przed tym, że "uchodźca zabierze mi pracę" to dziś główny motywator dla postaw rasistowskich i ksenofobicznych, czy nawet islamofobicznych.

Kapitalistyczny, zachodni wyścig szczurów od zawsze karmił się rynkowym egoizmem i życiową filozofią "zwycięzca bierze wszystko!". Zgodnie z tą filozofią każdy dodatkowy człowiek na rynku pracy to człowiek (?), który jest dla nas zagrożeniem. Im biedniejszy kapitalizm i im większa niepewność robotników – tym większy lęk przed obcymi. Lęk przed bezrobociem, biedą, wyrzuceniem na margines społeczny, bezdomnością itd... To wszystko przemienia się we wrogość wobec tych, którzy mogą stanowić dla mnie dodatkową konkurencję.

W efekcie tych procesów tylko najbardziej świadomi politycznie, lewicowi i zorganizowani (w znaczeniu "klasy dla siebie") Europejczycy potrafią przeciwstawić się tego rodzaju propagandzie i formie świadomości. Najniebezpieczniejsza jest bowiem często nie sama ideologia burżuazyjna i imperialistyczna, ale jej głębokie przyswojenie sobie przez szeroki lud pracujący, który tak, jak w Polsce: często przez całe życie woli widzieć siebie jako chwilowo zdeklasowanego sarmatę-pana-milionera /wiecznie okradanego przez państwo/ niż pracownika jakiegokolwiek typu (o poczuciu międzynarodowej solidarności klasowej nie wspominając).

Bo czyż znajdzie się w Europie ktoś, kto podświetli Wieżę Eiffla, Bramę Brandenburską, czy Pałac Kultury w kolorach barw narodowych Syrii, czy Iraku?

To przecież byłoby słabe show, a w naszych kinach od zawsze słabo sprzedają się bilety na bliskowschodnie dramaty...


poprzedninastępny komentarze