Nakarm polskiego przedsiębiorcę - akcja dobroczynna
2014-07-13 13:38:47
Polscy przedsiębiorcy - heroiczni bojownicy niszczeni najwyższymi podatkami na świecie i horrendalnie wysokimi kosztami pracy. Opluwani i poniżani przez ZUS i Urzędy Skarbowe. Mimo to nadal walczą. Dają pracę, choć mogliby całą wziąć dla siebie. Dlatego nazywamy ich pracodawcami.

Niestety badania społeczne pokazują, że w zdecydowanej większości przedsiębiorcy żyją w straszliwej nędzy. 92 proc z nich nie starcza na żywność, bo muszą opłacać absurdalnie wysokie pensje i niebotyczne 1000 zł na ZUS. Często są eksmitowani z mieszkań gdyż ich dochody zagarniane w 95 proc przez skarbówkę nie pozwalają na opłacanie czynszów. To przerażające ale 25 lat po transformacji ustrojowej dzieci polskich przedsiębiorców idą we wrześniu do szkół bez wyprawek. Nie mają podręczników ani zeszytów, ubrane są w rzeczy ze szmateksów przez co są wyszydzane przez dzieci z uprzywilejowanych grup - pracowników i urzędników. To przemoc symboliczna. Ich rodziców nie stać na takie wydatki, bo muszą płacić nierobom.
97 proc polskich przedsiębiorców żyje poniżej minimum egzystencjalnego!

OTWÓRZMY NASZE SERCA!

Bogactwo w tym społeczeństwie rozkłada się skrajnie niesprawiedliwie - bogacą się nieroby (pracownicy), a zaradni i przedsiębiorczy żyją w warunkach uwłaczających ludzkiej godności.

W czwartek, 17 lipca o godz. 18:00 na "patelni" przy Metrze Centrum będziemy zbierać artykuły pierwszej potrzeby dla polskich przedsiębiorców! Przynieście koce, żywność, ubrania, pościele, zabawki. Pokażmy, że społeczeństwo może oddolnie pomóc potrzebującym, wykluczonym, poniżonym...

Dary zostaną przekazane w ręce szefów organizacji pracodawców polskich - PKPP Lewiatan, BCC, Pracodawcy RP, Związek Pracodawców i Przedsiębiorców.

link do wydarzenia : https://www.facebook.com/events/1532688676959663/
Jak wychować kapitalistę?
2014-06-14 16:06:17
W Polsce prawo do zrzeszania się w związkach zawodowych jest poważnie zagrożone. Kapitaliści sięgają po coraz bardziej wyspecjalizowane formy represji. Założenie i utrzymanie komisji związkowej w firmie z sektora prywatnego graniczy z cudem. Przyzwolenie na bezkarne łamanie prawa do organizowania się w miejscu pracy daje państwo polskie. Wyzyskiwacze działający na terenie Polski nie muszą się obawiać praktycznie żadnych poważnych konsekwencji prawnych za stosowanie praktyk z zakresu union busting. Kary za nielegalne zwolnienie członka związku zawodowego są znacząco łagodne. Podobnie rzecz się ma z zatrudnianiem na umowy śmieciowe, przeciąganiem bezpłatnych staży i niewypłacaniem na czas wynagrodzeń.

Bezczelność i poczucie bezkarności polskich kapitalistów to efekt braku dobrego wychowania. Musimy sobie uświadomić jedno - wytyczne pedagogiczne wobec wyzyskiwaczy są nieco inne od tych zalecanych w kontakcie z dziećmi. Bezstresowe metody wychowawcze stosowane przez państwo polskie w ciągu ostatnich 25 lat poskutkowały niesamowitym rozwydrzeniem tej grupy społecznej. Głaskanie po główkach dotacjami, dopieszczanie obniżkami podatków, wciskanie w łapki zabawek w rodzaju umów śmieciowych – to wszystko sprawiło, że przedsiębiorcom wyraźnie poprzewracało się w dupach. Oswoili się ze świadomością, że wolno im wszystko – zwalniać, mobbingować, nie płacić w terminie, bo państwo i tak przymknie oko i pochwali. Jako istoty działające na poziomie prostej kalkulacji, muszą zacząć obawiać się konsekwencji własnego postępowania. W ich przypadku najlepiej sprawdza się pedagogika strachu.

Drogi przedsiębiorco! Sprawa jest prosta . Zwalniasz nielegalnie związkowców? Dostajesz milion złotych grzywny. Nie masz kasy, bo przehulałeś na kanarach i kupiłeś nową furę? Państwo przejmuje twój interesik. Nacjonalizacja będzie solidną nauczką na przyszłość. Zatrudniasz na umowę śmieciową w sytuacji, kiedy powinieneś dać umowę o pracę? 500 000 zł grzywny. Nie masz kasy? Konfiskata i komornik. Ale masz wybór! Możesz zatrudniać grzecznie na umowę o pracę, pozwolić swobodnie działać związkom zawodowym, płacić w terminie, przestrzegać kodeksu pracy. Jeśli decydujesz się być niegrzecznym, pamiętaj – chcącemu nie dzieje się krzywda! Pretensje, że smutni panowie z Inspekcji Pracy wynoszą Twoje komputery możesz zachować dla siebie.

Właśnie Inspekcja Pracy, organ zupełnie niewydolny w obecnych warunkach wymaga niezwłocznej reformy. W tym celu konieczne wydaje się być nadanie IP uprawnień żandarmerii wojskowej. Umundurowani i uzbrojeni funkcjonariusze tej instytucji powinni mieć w każdej chwili prawo wejścia zarówno do siedziby firmy jak i miejsca zamieszkania każdego przedsiębiorcy działającego na terenie Rzeczpospolitej. Bardzo istotny w tym planie przywrócenia normalności jest system raportów składanych w IP na nieuczciwych przedsiębiorców przez poszkodowanych pracowników. Możliwość szybkiego przekazywania wiadomości drogą elektroniczną do służby interwencyjnych powinna być dostępne dla każdego pracownika. Tym projektem mogłoby się zająć Ministerstwo Cyfryzacji. Praktyką powszechną i zalecaną powinno być prewencyjne wykorzystywanie przez pracowników dyktafonów i innych urządzeń rejestrujących. Szefuńcio pomyśli trzy razy nim powie coś o zgrabnym tyłeczku albo wypowie sakramentalne „jak ci się nie podoba to wypad”.

Oczywiście to wszystko myślenie życzeniowe, które pozostaje w ogromnym kontraście z tym, czego doświadczamy na co dzień. Na teraz pozostaje nam mozolne tworzenie struktur związkowych, walka o uskutecznienie egzekwowania prawa pracy i budowanie wielowymiarowej solidarności pracowniczej. A dla mniej cierpliwych jest też dobra wiadomość – bagażniki samochodowe są podobno coraz bardziej pojemne.
Łamistrajki z Trybuny
2014-02-03 19:02:11
Historia walk pracowniczych to opowieść o wielu bohaterskich czynach, wielkiej odwadze i wspaniałych zdobyczach. Jest to niestety również opowieść o zdradzie, przekupstwie i sprzeniewierzeniu ideałów.

W ubiegłym tygodniu moje serce zdobył zespół redakcyjny Dziennika Trybuna, który odmówił dalszej pracy dla wydawcy gazety. Wyzyskiwacz od wielu miesięcy zalegał z wypłatą wynagrodzeń, zarówno pracownikom redakcji jak i zewnętrznym współpracownikom. Zastrajkowali wszyscy, jednogłośnie, łącznie z redaktorką naczelną. To był piękny przykład solidarności, godny najwspanialszych tradycji walk pracowniczych, strajków i wszelkich form oporu wobec wyzysku, którym po dziś dzień tak wiele zawdzięczamy. Ekipa z Trybuny solidarnie pokazała „faka” złodziejowi, który zowie się „pracodawcą”, wysyłając tym samym sygnał do wszystkich polskich pracowników- tak właśnie należy postępować z kapitalistą, który nas bezczelnie oszukuje i okrada.

Niestety po upływie kilku dni solidarność została zniszczona przez dywersyjne działanie kilku osób z redakcyjnego zespołu, które złamały strajk, przystając bez konsultacji z resztą grupy na warunki zaproponowane przez zdesperowanego wydawcę. Są to: Grzegorz Waliński, Magdalena Ostrowska, Halina Retkowska i Andrzej Dryszel. Warto zapamiętać ich nazwiska, szczególnie, że są wśród nich osoby, które uważają się za działaczy lewicowych, czy o zgrozo, za „rewolucjonistów”! Waliński prawdopodobnie złamał strajk zachęcony obietnicą objęcia posady redaktora naczelnego i szefa działu zagranicznego. Ostrowskiej, która sama siebie uważa za nieustraszoną bojowniczkę o prawa pracownicze wystarczył stołek szefowej działu krajowego. Co najśmieszniejsze- teraz próbuje ukazać się w roli bohaterki, bajdurząc o tym jak „uratowała tytuł”. Retkowska i Dryszel po prostu pozostali na swoich stanowiskach. Zastanawia mnie co skłoniło czwórkę łamistrajków do podjęcia takiej decyzji? Marzenia o karierze? Obietnica wielkich zarobków? Tajemnicą poliszynela są pustki w redakcyjnej kasie. Wydawca po prostu nie zamierza ładować prywatnych pieniędzy w gazetę, która służy mu jako słup reklamowy, promujący tzw. „szkoły wyższe”- takie pożal się boże uczelnie, których jest właścicielem. Łamanie solidarności pracowniczej i stawanie po stronie kapitalisty na takim etapie agonii finansowej tytułu, to rzadko spotykane zjawisko dawania dupy na kredyt. Upadek Dziennika Trybuna jest tylko kwestią czasu. Być może stanie się to za tydzień, być może za miesiąc. Czwórka zdrajców łacna na posadki i obietnice wypłaty pieniążków musi jednak pamiętać, że ich postawa zostanie zapamiętana na długie lata.

Walka o godne warunki płacy i pracy nie może przebierać formy indywidualnych negocjacji z kapitalistą. Taka procedura jest mocno promowania przez środowiska wyzyskiwaczy. Kapitaliści panicznie boją się jedności pracowniczej, dlatego dążą do maksymalnej atomizacji grupy zatrudnionych. Zawsze należy pamiętać, że największą siłą pracowników jest ich jedność, przemawianie wspólnym głosem w imię wspólnych interesów. Osiągnięcie korzyści przez jednego pracownika nie może się odbywać kosztem innych. Osamotniony pracownik jest jak palec, który łatwo złamać. Grupa pracowników to pięść, która może przywalić w mordę kapitalisty. Waliński, Ostrowska, Retkowska i Dryszel łamiąc strajk w Trybunie nie tylko zapisali się na czarnych kartach historii walk pracowniczych w Polsce. Nie tylko zostawili na lodzie swoich przyjaciół, którym jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej obiecywali wytrwałość w solidarnej walce. Zdradzili też siebie, swoje interesy, zatańczyli w rytm melodii przygrywanej przez (marnego zresztą) kapitalistę.

Poniedziałkowe wydanie „Trybuny” osiągnęło szczyt hipokryzji. Tytuł zatrudniający dziennikarzy na umowach śmieciowych, prowadzony przez łamistrajków, wita czytelników tytułem „Śmieciówki do śmieci” a także tekstem o bojkocie sieci sklepów Lidl, represjonującej pracowników.
Policja niczym policja
2013-12-14 16:36:48
Polska Policja znów zaskoczyła tzw. środowiska lewicowe. Brutalne usunięcie z budynku poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego uczestników happeningu zostało odczytane jako „przekroczenie uprawnień” i „nadużycie siły”. Wtargnięcie na teren skłotu OdNowa i wyrzucenie na bruk jego mieszkańców również ściągnęło falę krytyki. Zapanowało srogie oburzenie na kolejne przemocowe występki policyjnych funkcjonariuszy. W mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja nad wyjątkowo brutalnym potraktowaniem osób znajdujących się w trudnej sytuacji mieszkaniowej oraz aktywistów protestujących przeciwko promocji ciemnoty na uniwersytecie. Funkcjonariusze zachowali się bardzo nieładnie - spałowali, porazili prądem, użyli gazu, wyrzucili z domu, wytargali za ciuchy. Dlaczego aż tak mocno, tak bezwzględnie i bez poszanowania prawa do dachu nad głową czy autonomii uniwersytetu? Tak być nie powinno! Przecież policja powinna służyć ludziom z uśmiechem na ustach!

Trochę mnie śmieszą, a trochę drażnią takie komentarze. W ubiegły czwartek w Poznaniu i w ostatni w Warszawie policja zachowała się jak na policję przystało. „Nadużycie siły” i „przekroczenie uprawnień” nie są symptomami choroby toczącej policyjny etos, lecz jego esencją. Najważniejszym pierwiastkiem zawartym w idei policji jest „nadużycie”. Ten transgresywny element nadaje spójność całej koncepcji państwowego aparatu represji. Przekroczenie form przyjętych jako akceptowalne znajduje się w zawieszeniu. Przez ten czas realna policja jakby nie istniała, znajduje się w zawieszeniu. Staje się nią dopiero w momencie wtargnięcia „zakazanego” nadmiaru przemocy. To ten moment, w którym od policyjnej kuli na stadionie umiera Maxwell Itoya. To dzień, w którym policyjne pały zabezpieczają eksmisje emerytki na bruk. To chwila, w której policjant kopie po głowie uczestnika Marszu Niepodległości. To realność, która ukazuje się przy dźwiękach paralizatora i zapachu gazu łzawiącego.
7 grzechów głównych polskich przedsiębiorców
2013-10-10 14:29:33
1. Roszczeniowość - jestem przedsiębiorcą i wszystko mi się należy. Obniżka podatków, dotacje na rozwój, elastyczny kodeks pracy, zniesienie kontroli inspekcji pracy i zapewnienie infrastruktury. Z pracownikami mogę robić co tylko mi się podoba. Zwalniać, mobbingować, kazać pracować po 16h.


2. Mesjanizm - "to dzięki nam, przedsiębiorcom macie co jeść!". Kompletne nieporozumienie. Tak jakby nie były znane kolektywne formy produkcji i wymiany jak spółdzielnie i kooperatywy. Tak jakby pracownicy sami nie potrafili wytworzyć tego, co im potrzebne.


3. Malkontenctwo - ciągłe narzekanie, nieustanne użalanie się nad własnym losem, utyskiwanie na wysokie podatki, które w rzeczywistości należą do najniższych w UE. Oburzanie się na wysokie koszty pracy, które również plasują się w ogonie UE.


4. Manipulacja - i to strasznie prymitywna. Przedsiębiorcy wmawiają pracownikom, że to co jest dobre dla biznesu, jest również korzystne dla zatrudnionych. Stąd też z ust przedstawicieli Lewiatana czy BCC padają często stwierdzenia typu "gdyby obniżyć podatki to płacę pójdą ostro w górę" co jest kłamstwem, bo gdyby faktycznie tak było to zarobki w szarej strefie byłyby znacznie wyższe, a oczywiście nie są. Kolejnym popularnym sloganem jest "musicie się godzić na obniżkę płac/ uelastycznienie zatrudnienia, bo pozwoli to zachować wasze miejsca pracy" I to również jest nieprawdą. Stopa zysku polskich przedsiębiorstw w przeliczeniu na zysk wypracowywany przed jednego pracownika jest wyższa niż w większości krajów UE a nawet wyższa niż w USA. Oznacza to, że mamy najmniejszy udział płac w ogólnych wydatkach firm. Zatem nie trzeba oszczędzać na płacach czy umowach o pracę żeby zachować zyskowność. No chyba, że ktoś chcę się obłowić kosztem innych (pracowników) ale o tym w kolejnym punkcie.


5. Chciwość - nachapać się jak najbardziej, nie licząc się z interesem społecznym. Przedsiębiorców nie obchodzą ani warunki życia pracowników ani lokalna społeczność czy środowisko naturalne. Termin "społecznej odpowiedzialności biznesu" w ustach polskich przedsiębiorców brzmi jak ponury żart. Badylarze znad Wisły zachowują się często jak magnaci z XVI wieku. Żyją dostatnio w ogrodzonych dworach czy na zamkniętych osiedlach, podczas gdy pracownicy, którzy harują na ich dobrobyt - klepią straszną biedę.


6. Przemoc - zwalczanie związków zawodowych ( w Polsce nielegalne ale powszechnie praktykowane), zgniatanie zalążków organizacji pracowniczych, które mogłyby walczyć o ekonomiczny interes pracowników. Oprócz tego - przemoc seksualna, głównie wobec kobiet. Typowy polski przedsiębiorca to straszny seksista i patriarchalny gbur. Często wykorzystuje swoją pozycje pozwalając sobie na upokarzające uwagi dotyczące wyglądu, składając seksualne propozycje czy traktując pracownice według najbardziej prymitywnych stereotypów „O! mamy teraz panią Zosię w firmie to od razu będzie czyściej w biurze hłe hłe”. Zdarzają się również przypadki nasyłania na protestujących pracowników goryli z ochrony, a ostatnio nawet – okaleczania tych, którzy śmieli upomnieć się o wynagrodzenie. Zresztą, czy przemocą nie jest płacenie pracownikowi 1200 zł za miesiąc pracy?


7. Buta, arogancja - trudno o bardziej zadowoloną z siebie i pozbawioną samokrytycznego spojrzenia grupę. Jako sól ziemi, tej ziemi alergicznie reagują na wszelką krytykę, obrażają ludzi w komentarzach klepiąc wciąż bajeczki o "nierobach i pracusiach", "podatkach, które idą na socjal" i "roszczeniowości młodych". Myślenie folwarczno- pańszczyźniane jest wciąż żywe. W pas się kłaniać dobrodziejowi- tego oczekują przedsiębiorcy.


Fragmenty powyższego tekstu zostały użyte w tekście, który ukazał się 8.01.2013 na portalu wyborcza.pl. W jakim kontekście? Oceńcie sami. http://wyborcza.pl/1,132486,14741948,Roszczeniowosc_mlodych__chciwosc_starych.html#Cuk
Jednak założę firmę
2013-10-04 19:56:13
Nigdy nie mów nigdy. Napisałem kiedyś taki tekst "Dlaczego nie założę firmy". Teraz żałuję. Pora się pokajać, przyznać do winy, wygłosić samokrytykę. Postanowiłem radykalnie zrewidować swoje spojrzenie.

Zakładam firmę! Otwieram biznes! Przechodzę na swoje! Biorę los we własne ręce! Zostaje panem swego życia!

Przedsiębiorstwo będzie nosić nazwę Feudalpol. Zamierzam uderzyć w niszę światowego rynku - zdzieranie i przeróbkę azbestu. Niektórzy mówią, że azbest jest szkodliwy ale przecież to efekt propagandy eurokołchozu.

Wiary w powodzenie tego przedsięwzięcia dodaje mi zwyżkująca obecność na polskim rynku pracy pracowników nieogłupionych socjalistyczną propagandą. Tacy ludzie rozumieją doskonale twarde wymogi nowoczesnej gospodarki wolnorynkowej. Żadne tam homo sovieticusy magistry bezrobociologii czy inne związkowe wąsy. Nieskażeni roszczeniowością wiedzą jak ciężko jest być przedsiębiorcą w Polsce- kraju wyjątkowo nieprzyjaznym dla biznesu. Radykalny etatyzm, horrendalnie wysokie podatki, grasujące szwadrony Państwowej Inspekcji Pracy- z tym wszystkim muszą się borykać polscy przedsiębiorcy. Dobrze, że istnieją korwiniści. O nich oczywiście mowa. Wychowani na myśli Rothbarda, Hayeka, von Misesa czy wreszcie ostatniego z wielkich austriaków - kontrowersyjnego libertarianina Josefa Fritzla. To na nich zamierzam zbudować potęgę mojego biznesu. Liczę na zainteresowanie i wsparcie ze strony słynnego polskiego 4chana- portalu Wykop.pl. Dyrektor tego wolnościowego projektu- młody i wrzutki menedżer Michał Białek obiecał zająć się headhuntingiem i koordynacją działu human resources. Nie ukrywam, że liczę na spore zainteresowane ze strony osób chętnych do podjęcia pracy w Feudalpolu. Dla młodych, utalentowanych orłów, którym skrzydła wiązała dotąd socjalistyczna opresja będzie to cudowna podróż do krainy wolności. Moja firma będzie wiernym odbiciem XIX wiecznego eldorado, pionierskiej Ameryki, za którą tęsknie wzdychają korwiniści. Dlatego w Feudalpolu nie będzie miejsca na żadne antywolnościowe relikty socjalizmu. Wypowiadam jednostronnie kodeks pracy, bo przecież nigdy go nie podpisywałem. Sam dobrze wiem jak należy się zatroszczyć o pracowników. Zatrudniając korwinistów mogę być pewny, że nie będą stawiać oporu, zakładać związków zawodowych czy podobnych absurdów. Przecież każdy pracownik jest sojusznikiem swojego pracodawcy. Jedziemy na jednym wózku. Po 5-letnim okresie próbnym zamierzam zatrudnić tych najbardziej pracowitych. Oczywiście jako pracodawca nie planuję wyposażenia zatrudnionych w odzież ochronną, gdyż chcącemu nie dzieje się krzywda. Pracownicy, którzy najwydajniej poradzą sobie ze zdzieraniem azbestu zostaną zatrudnieni na wolnych umowach. Na wolnościowej stawce godzinowej 1,5zł. Ilość nadgodzin będzie zależna od bieżących potrzeb produkcji. Oczywiście za nadgodziny płacić nie zamierzam. Korwiniści przecież dobrze wiedzą, że należy się troszczyć o "człowieka po pracy", a nie "człowieka pracy". Najważniejszy jest konsument, dlatego nie mogę sobie pozwolić na generowanie dodatkowych kosztów.

Wolnościowy i antysocjalistyczny charakter firmy będzie akcentowany w każdym wymiarze. Nie można mówić o wolności w sytuacji, gdy państwo zakazuje pracować dłużej niż osiem godzin na dobę. Dlatego w Feudalpolu będziemy pracować godzin szesnaście! Wliczając w to 40-minutową przerwę poświęconą na trening motywacyjny. Wyspecjalizowani trenerzy- animatorzy będą roztaczać przed pracownikami wizję błyskotliwej kariery i wielkich możliwości jakie niesie ze sobą praca dla Feudalpolu.
Doceniając znaczenie innowacji w procesie zwiększania wydajności pracy zastosujemy nowatorskie metody zarządzania zasobami ludzkimi. Podłączone do skroni detektory roszczeniowych myśli nie pozwolą pracownikom czuć się źle w miejscu pracy. W przypadku niesubordynacji pracodawca będzie miał prawo stosowania kar cielesnych. Sprzeciwiamy się dyktaturze politycznej poprawności, dlatego nie zamierzamy niszczyć naturalnych i ponadczasowych różnic. Cześć prac porządkowych będą wykonywać zakupione w Sierra Leone dzieci w wieku 6-10 lat.

Liczę na wsparcie środowisk wolnościowych! Feudalpol to radykalnie libertariański, wolnorynkowy projekt. To szansa dla młodych, ambitnych śmiałków. To wielka szansa dla cywilizacji białego człowieka!
(Ama)zona wyzysku
2013-10-01 15:36:26
Przyzwyczaiłem się już, że informacje przedstawiane jako szansa dla polskiej gospodarki budzą we mnie największe przerażenie. Rozradowane mordy kibiców wolnego rynku drażnią mnie nawet bardziej od tych umalowanych biało- czerwonymi akwarelkami. W ostatnich dniach zaczerwieniły się lica polskich liberałów. Nad Polskę nadciąga bowiem poważna inwestycja. Nic tak bardzo nie podnieca ekonomicznych komentatorów jak zainteresowanie ze strony międzynarodowych koncernów. Internetowy potentat Amazon ogłosił właśnie huczne zamknięcie swoich magazynów w Niemczech i przeniesienie interesu do Polski. W okolicach Poznania i Wrocławia mają powstać wielkie centra logistyczne w których zatrudnienie znajdzie ok 6 tys. polskich pracowników. Przed Świętami Bożego Narodzenia dobrodzieje z Ameryki za pośrednictwem Św. Mikołajów z agencji pracy tymczasowych sprezentują Polakom kolejnych 9 tys. posad na prestiżowych stanowiskach pakowaczy.

Dlaczego międzynarodowy koncern podjął decyzje o wyjściu z Niemiec? Przeważającym czynnikiem była skandaliczna postawa tamtejszych pracowników. Niepokorni, znający swoje prawa, zorganizowani w związkach zawodowych i niepozwalający sobie pluć w twarz stawiali opór już od dłuższego czasu. Amazon stosował natomiast nowoczesne metody organizacji pracy. Pracownicy magazynów mieli podłączone czujniki rejestrujące ilość kroków wykonanych podczas danej zmiany. Dystans jaki przebyli podczas szychty miał według wodzów z koncernu stanowić miarę wydajności ich pracy. Jak przystało na odpowiedzialną społecznie transnarodową korporacje Amazon czerpał obficie z bogactwa kulturowo- społecznego miejscowej społeczności. Do ochrony najęci zostali rośli chłopcy z neonazistowskiej grupy ochroniarskiej H.E.S.S. Nawiązująca do tradycji najprzedniejszych obozów firma idealnie wpasowała się w politykę zarządzania zasobami ludzkimi słynnego koncernu. Pracowici i zaradni ochroniarze dbali o bezpieczeństwo pracowników do tego stopnia, że nawet w nocy przychodzili sprawdzać czy w sypialni zatrudnionych (zwłaszcza tych zrzeszonych w związkach zawodowych) nie czai się zło. Działalność Amazona na terenie Niemiec budziła nie tylko sprzeciw pracowników i związków zawodowych ale również zażenowanie i zniesmaczenie ogółu społeczeństwa. Niemieccy pracownicy nie pozwolili zrobić z siebie karaluchów i konsekwentnie stawiali opór dehumanizującym działaniom kierownictwa oddziału. Małżeństwo Amazona z niemiecką siłą roboczą musiało się w końcu rozpaść.

Amazon poszukiwał innego partnera. Kryteria były jasne: pracownicy mają być tani, pokorni, dobrze wytresowani, pozbawieni rozumu i godności człowieka. Macherzy od przepływu kapitału przeprowadzili więc szybki risercz. Daleko szukać nie trzeba było. Za wschodnim brzegiem Odry rozciąga się kraina bogata w znakomitej krwi niewolników. Karnych i zdyscyplinowanych, znających na pamięć wszystkie litanie na część pracodawcy i wolnego rynku. Ryzyko pracowniczych wystąpień- niemal zerowe. Proletariat zupełnie nie zainteresowany walką o swoje interesy, lecz zaangażowany w bój z upadłym ćwierć wieku wcześniej komunizmem. Podatki- jedne z najniższych w Unii. Elastyczne formy zatrudnienia na porządku dziennym. Analizujący polski rynek pracy menedżerowie musieli być zachwyceni każdą statystyką. Wiernie zrealizowany latynoamerykański model kapitalizmu czyni z Polski prawdziwą nadobnisie dla korporacji penetrujących kulę ziemską w poszukiwaniu taniej i solidnie zastraszonej siły roboczej. Po co przenosić interes na jakieś boliwijskie czy argentyńskie pampasy skoro w sercu Starego Kontynentu mamy kraj, w którym za mobbing, tępienie związków zawodowych i płace na poziomie trzecioświatowym dostaje się Orły Biznesu.

Zainstalowanie w Polsce magazynów Amazona umocni pozycje kraju jako regionalnego lidera w dziedzinie śmiećpracy za śmieszne pieniądze. Inwestycja ta jest swoistym hołdem złożonym półperyferyjnej gospodarce, której jedyną przewagą rynkową jest tania i łatwo wymienialna siła robocza. Taki klimat wyraźnie odpowiada międzynarodowej firmie nastawionej na maksymalizacje zysku bez kalkulacji szkód wyrządzonych lokalnej społeczności. Utworzenie kilku tysięcy miejsc niskopłatnej pracy nie pociągnie w górę poziomu życia. Do tego potrzebna jest innowacyjność, a ta jest w Polsce spotykana jedynie w dziedzinie prekaryzacji pracowników i naginania kodeksu pracy
Przemoc. By żyło się lepiej.
2013-09-18 09:05:58
Żaden pokojowy protest nie zrobi na władzy najmniejszego wrażenia. Nawet jeśli weźmie w nim udział 200 tys. osób. Kilkudniowa obecność związków zawodowych na ulicach Warszawy może co najwyżej pozytywnie wpłynąć na dobre samopoczucie samych związkowców i ocieplić nieco wizerunek organizacji pracowniczych w mediach. Sama konstrukcja warunków pracy, stopień wyzysku i stosunek sił pomiędzy kapitałem a pracą pozostanie jednak nienaruszony.

Sobotnia demonstracja nie wystraszyła tych, którzy są w Polsce odpowiedzialni za wyzysk i upokorzenie. Strach, który towarzyszy znacznej części pracowników każdego dnia dla przedsiębiorców jest uczuciem raczej obcym. To nie oni są hodowani w społecznym terrarium niskopłatnej śmiećpracy. To nie oni są zmuszani przez sytuację materialną do brania pożyczek na lichwiarski procent, żeby zapewnić dzieciom wyprawkę do szkoły. To nie oni są zmuszani pracować w nadgodzinach. To nie oni są zmuszani do narażania się na na szkodliwe warunki pracy. To nie oni są zmuszani wyłączać zabezpieczenia w maszynach, żeby te pracowały wydajniej. To nie oni są zmuszani pracować w halach produkcyjnych przy wyłączonej klimatyzacji, żeby fabryka mogła ograniczyć koszty. To nie oni są codziennie obmacywani na sklepowym zapleczu. To nie oni żyją w narzuconym przekonaniu o ich wymienialności, codziennie słysząc, że na ich miejsce są dziesiątki chętnych.

Przedsiębiorcy w Polsce mają bardzo dobrze. Jak u nadopiekuńczej babci. W porównaniu z innymi państwami UE są u nas skandalicznie niskie podatki. Koszty pracy również plasują się w europejskim ogonie. Kodeks pracy- modyfikowany według wskazówek gangsterów z Lewiatana. Umowy cywilnoprawne na porządku dziennym. Stopa zysku z jednego zainwestowanego Euro- jedna z najwyższych wśród państw OECD.

Gdzieś na murze w Krakowie widnieje taki napis "przemoc to żyć za 1000zł". Polscy przedsiębiorcy czują się kompletnie bezkarni w codziennym stosowaniu przemocy. Nie płacą w terminie, często zalegają z wypłatami przez wiele miesięcy, niszczą w zarodku wszelkie próby pracowniczej samoorganizacji, wynajmują kancelarie adwokackie specjalizujące się w tzw. union busting , zatrudniają na śmieciówki w sytuacjach gdy prawo zobowiązuje ich do podpisywania umów o pracę, szantażują, zastraszają pracowników, stosują mobbing.

Całkiem niedawno jakiś neoliberalny kaznodzieja szlochał w telewizji: "związki zawodowe antagonizują pracowników przeciw pracodawcom!". Byłoby cudnie gdyby tak to wyglądało. Niestety związki nie przejawiają najmniejszej woli podjęcia działań zaczepnych. Bronią jedynie (i chwała im za to) pozostałości prawnego parasola ochronnego kodeksu pracy.

Tymczasem obecnie kluczowe wydaje się być przełamanie przewagi psychologicznej, która jest po stronie przedsiębiorców. Perspektywy realnej zmiany nie pojawią się jednak dopóki związki zawodowe i organizacje pracownicze nie zaczną mocno akcentować fundamentalnej roli konfliktu klasowego.

Trzeba powiedzieć jasno - interesy przedsiębiorców i pracowników są zasadniczo sprzeczne. Granicą skali wyzysku jest zawsze siła oporu pracowników. Bez oglądania się na państwo, pracownicy muszą podjąć wspólną, solidarną walkę w miejscach pracy. Nie tylko w interesie swoich branż, lecz we wspólnym interesie całego świata pracy. Nauczyciele z hutnikami, kolejarze z pielęgniarkami. Każdy strajk, każde nieposłuszeństwo czy wywłaszczenie mienia jest krokiem w dobrą stronę.

Obcięte palce w podwarszawskim lesie nie są niczym nowym ani zaskakującym. Jest to to normalna praktyka stosowana od stuleci tam gdzie ścierają się ze sobą kapitał i praca. Przedsiębiorcy stosowali i stosują przemoc w przeróżnych postaciach. Psychologiczną - zastraszając wymuszają wymuszając na pracownikach postawy uległości i serwilizmu. Materialną - wyzyskując, bogacąc się ich kosztem. Wreszcie, gołą przemoc fizyczną w postaci łamania strajków z pomocą policji, wojska czy jak ostatnio - goryli z ochrony, zastraszania pracowników czy zabójstw związkowców. Ta historia przemocy trwa od zarania kapitalizmu.

Dotychczas w Polsce przemoc stosowali głównie przedsiębiorcy. Zastraszone społeczeństwo oswoiło się z tym faktem do tego stopnia, że milcząco akceptuje to, że bandytyzm stosowany przez biznes (np. wielomiesięczne niewypłacanie wynagrodzeń) nie jest w ogóle nazywany przemocą. Taki porządek jest legitymizowany przez wstrzykujące morfinę w świadomość media, które prowadzą transmisje na żywo z barbarzyńskiego aktu podpalenia opony. Wtórują im propagandowo- polityczne tarany, przeróżne lewiatany i BCC.


Przemoc użyta w odpowiedzi na przemoc przedsiębiorców jest słuszna i chwalebna. Dopóki polityka pokojowych demonstracji, jednodniowych strajków, petycji i próśb nie ustąpi miejsca ostrym akcjom bezpośrednim wymierzonym w wyzyskiwaczy, dopóty nie zmieni się nic.Przedsiębiorcy muszą zacząć się bać. Jeśli nie pięści to przynajmniej materialnych strat. Dobrym i sprawdzonym środkiem dyscyplinującym na roszczeniową biznesową hordę jest strajk generalny. Masowa odmowa pracy mocno uderzy po kieszeni chciwych badylarzy i umożliwi mocniejszą artykulacje żądań pracowniczych.


Kilka tygodni temu usłyszałem historię człowieka, którego postawa powinna być drogowskazem dla innych. Pracownik z Wodzisławia Śląskiego od dłuższego czasu bezskutecznie upominał się o swoją wypłatę. Pewnego dnia spotkał szefa na ulicy. Najpierw grzecznie poprosił o niezwłoczne wypłacenie pensji, a gdy spotkał się z odmową, obił mu mordę i rozbił szybę w aucie za pomocą młotka. Cześć i chwała bohaterom!
Beka z polskiego faszyzmu
2013-06-28 18:52:51
Nie rozumiem poruszenia jakie w środowiskach lewicowych i liberalnych wywołało zakłócenie wykładu Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim przez grupkę działaczy Narodowego Odrodzenia Polski wspieranych przez kilkudziesięciu kiboli Śląska. Mierzi mnie estetyczne oburzenie wśród burżuazyjnych elit oraz bawi paranoiczny lęk na lewicy. Niektórzy zabijają już okna płytami z praktikera, spodziewając się rychłego nadejścia Nocy Kryształowej, inni (o zgozo również lewica!) z nadzieją spoglądają w stronę państwa, które zapowiedziało nadanie organom represji i kontroli kolejnych uprawnień. W moim przekonaniu jedni i drudzy mylą się zasadniczo. Nie dostrzegają bowiem współzależności pomiędzy demokratycznym państwem prawa, a jego skrajną odmianą w postaci faszyzmu/nacjonalizmu.

Liberalne państwo używa niemal wszystkich instrumentów faszyzmu nie wywołując zarazem chaosu i destabilizacji społecznej. Integracja pracowników najemnych wokół idei narodu nie jest jedynie domeną państwa faszystowskiego ale również (albo nawet- przede wszystkim) demokracji z wolnorynkową gospodarką. Kwestią dyskusyjną jest też czy współczesne polskie organizacje nacjonalistyczne powinno się nazywać faszystowskimi, bowiem nie każda forma autorytarnego zawołania do uczestnictwa we wspólnocie narodowej, okraszona żądaniem wykluczenia z tej wspólnoty Innego (żyda, geja, lewaka, feministkę, 88-letniego profesora) jest faszyzmem sensu stricte. Rzecz jasna, można używać tego terminu instrumentalne, aby nadać RN czy NOPowi pejoratywny ciąg skojarzeń w powszechnym odbiorze.

Wśród środowisk lewicowych i antyfaszystowskich dominuje przekonanie jakoby wzrost tendencji nacjonalistycznych i autorytarnych przychodził w sukurs logice kapitalistycznej akumulacji w fazie jej kryzysu. Takie myślenie zakłada, że faszyzm, autorytaryzm i nacjonalizm pełnią funkcje „pożytecznych idiotów kapitalizmu”. Tymczasem dyktatura i przemoc są immanentnymi cechami liberalnej demokracji. Uaktywniają się wtedy, kiedy zachodzi taka potrzeba. Nie zawsze muszą przyjmować formę korporacyjnego państwa kapitalistycznego czyli faszyzmu. Nie zawsze też muszą brać na siebie ciężar dowodzenia państwem. Autorytaryzm nie jest żadnym zewnętrzem wobec kapitału. Jest jego integralną częścią. Historia polskiej transformacji ustrojowej pokazuje, że odpowiedzią na wzmożone walki pracownicze i zagrożenie dla procesu akumulacji mogą być różne formy państwa kapitalistycznego. W latach 1944-89 był to kapitalizm w wydaniu państwowym (PRL), zaraz po neoliberalnych reformach Balcerowicza pojawiła się opcja luddyczno- patriarchalna (Samoobrona), a krótko po niej katolicko- paranoiczna (IV RP). Obecnie dominujący nurt liberalny mimo osłony w postaci rosnącego w siłę aparatu represji i kontroli wyraźnie traci zdolność do efektywnego zarządzania kapitałem. Szczególnie to widoczne, gdy poziom gniewu i rozczarowania znajduje się fazie zwyżkującej. Bazująca na nielicznej klasie średniej (i aspirującej do bycia tym stanem części klasie pracującej) Platforma Obywatelska nie potrafi w pełni okiełznać społecznej frustracji. W tej sytuacji Ruch Narodowy i NOP starają przejąć od PO prawo do zarządzania kapitałem. Nie są to jednak siły zdolne do zdobycia władzy choćby w jednym powiecie w ciągu najbliższych 10 lat. Wygląda więc na to, że rządy liberałów (możliwa też czasowa reaktywacja opcji katolicko- paranoicznej) będą istnieć w swoistej symbiozie z ulicznym (subkulturowym?) prymatem narodowców. Bordiga napisał kiedyś, że „liberalizm jest samą ideologią bez organizacji; faszyzm jest samą organizacją bez ideologii”. Trafność tego spostrzeżenia znajduje potwierdzenie w polskich warunkach.

Nie lękajcie się, lewaki. Nie nadszedł jeszcze dominacji troglodytów z bogoojczyźnianym rzygiem zaległym na piersi. Nazywanie tego nurtu faszyzmem jest zasadniczo obraźliwe dla mocnych, psychopatycznych umysłów pokroju Hitlera czy Mussoliniego. Przywódcy polskiego nacjonalizmu- Winnicki, Holocher i Gmurczyk, mimo, że masturbują się myślą o obaleniu republiki i fantazjują o dyndających na drzewach komunistach (LOL) z TVNu, w rzeczywistości mają zbyt miękkie jaja, żeby stworzyć siłę, która obali coś więcej niż zgrzewkę królewskich przy akompaniamencie naziolskiej kapeli. Oczywiście można snuć satyryczne analogie zestawiające wiecznego studenta spod Zgorzelca z niespełnionym austriackim malarzem. Można spoglądać ze strachem na potężną szczenę Marysia Kowalskiego jako atrybut polskiego duce. Obecnie jednak nacjonaliści nie są stanie dokonać tego, co jest konieczne do ustanowienia ich hegemonii- skutecznej integracji społeczeństwa wokół idei narodu. Faszyzm jest skrajną formą integracji wszystkich klas społecznych, a na to się w Polsce nie zanosi. Choćby nawet związki zawodowe przeprowadziły siedemnaście strajków generalnych, to niewyobrażalny jest scenariusz wypadków, w którym wielki biznes poprze nacjonalistów w ich dążeniach. Kapitalistyczni krezusi obawiają się zagrożenia dla ich zysków jakie niesie ze sobą hasło „opodatkowania wielkich korporacji” głoszone na ostatnim kongresie Ruchu Narodowego. Winnicki, Holocher i Gmurczyk mogę natomiast liczyć na poparcie ze strony drobnych przedsiębiorców, którzy są przez narodowców (analogia z PO) określani jako główny podmiot narodowej gospodarki.

Połowa potęgi polskiego nacjonalizmu istnieje w stanach lękowych wielkomiejskiej burżuazji i spłoszonego ruchu antyfaszystowskiego. Oczywiście, w szeregach Ruchu Narodowego czy kibolskiej gromady znajdą się pewnie tacy, co mają trochę więcej rezonu i fanatyzmu. Być może energia chłopaków wyobrażających sobie, że są nową edycją Żołnierzy Wyklętych spowoduje, że padną pierwsze trupy w biurach poselskich skrajnie lewicowego (LOL2) Ruchu Palikota. Kto wie czy sprowokowane przez policje i potężną antife pułki kiboli nie przeprowadzą serii szturmów na bastiony wrogów ojczyzny – jakieś wegańskie bary czy czeczeńską kawalerkę.

Projekcja siły wszechobecnych nazioli daje skrajnej prawicy przewagę psychologiczną. Między innymi dlatego chłopaki z blokowisk idą do ONR czy NOPu. Wolą być na fali wznoszącej, w grupie która dominuje, a nie jest zdominowana, ruchu, który idzie z podniesionym czołem do przodu, a nie rozgląda się trwożliwie. Narodowi agitatorzy działają w symbiozie z patriotyczna edukacja w szkołach. Z lekcji historii można wynieść, że to nie energia wyzyskiwanych mas, a czyny wybitnych jednostek są motorem wszelkiej zmiany społecznej a walka narodowowyzwoleńczą jest jedyną możliwą formę emancypacji. Potem produkty tego systemu szkoleniowego idą walczyć z komuną i eurokołchozem zamiast stawiać opór wyzyskiwaczom w miejscach pracy.
Chavez- niedokończona rewolucja
2013-03-06 02:59:07
Uwielbiany przez jednych, przez innych znienawidzony. Dla jednych idol i wzór do naśladowania. Autokrata i zamordysta według innych. Twórca bezprecedensowego awansu społecznego milionów obywateli i patron gigantycznej koterii zwanej boliburżuazją. Symbol walki z agresywnym imperializmem i żołnierz uwielbiający militarny dryl. Demokrata wygrywający wszystkie wybory i sojusznik Mahmuda Ahmadineżada. Przyjaciel klasy pracującej wysyłający wojsko na strajkujący lud pracujący. Wyrachowany gracz i nieobliczalny ekstrawertyk. Zaciekły krytyk Stanów Zjednoczonych, walczący z nimi za amerykańskie pieniądze. Modernizator szastający petrodolarami. Błazen i poważny polityk. Kabotyn i geniusz.

Chaveza nie obejmuje żadna spójna definicja. Jako podmiot polityczny był pełen sprzeczności. Nie przeszkodziło mu to jednak w staniu się czołową postacią światowej lewicy w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Był symbolem spełnionej alternatywny wobec neoliberalnej polityki ekonomicznej. Zastał Wenezuelę łupioną przez międzynarodowe korporacje, które wyprowadzały z kraju miliardy dolarów pochodzących ze sprzedaży narodowego bogactwa – ropy naftowej. Zostawił kraj z rozbudowanym systemem opieki społecznej, powszechną i bezpłatną służbą zdrowia, inkluzywnym szkolnictwem i systemem dotacji dla lokalnych inicjatyw.

Oczywiście nie wszystko mu się udało. Stolica Wenezueli – Caracas – to jedno z najbardziej niebezpiecznych miast na świecie. Dokonuje się tam rocznie około 20 tysięcy morderstw. Chavez w ciągu 14 lat swojej prezydentury nie zdołał zahamować tej krwawej fali. Fiaskiem zakończyła się próba reformy policji. W Wenezueli nadal funkcjonuje kilka niezależnych od siebie komórek parapolicyjnych, bezskutecznie walczących z eskalacją przemocy. W porywie bezradności oddane Chavezowi władze Caracas wprowadziły częściową cenzurę informacji dotyczących przestępstw kryminalnych z ofiarami śmiertelnymi.

Twardą rękę El Presidente odczuły też związki zawodowe. Strajk w jednej z państwowych rafinerii naftowych został spacyfikowany przez wojsko. Tak właśnie hołubiony przez część światowej lewicy prezydent obchodził się z roszczeniami pracowniczymi. Tolerował je, o ile nie zagrażały ciągłości produkcji w sektorach generujących największe bogactwo. Odbite z rąk międzynarodowego kapitału bajeczne naftowe eldorado miało służyć finansowaniu programów socjalnych dla biedoty. Jeśli jednak proces akumulacji kapitału był zagrożony, Chavez nie wahał się sięgnąć po środki sprawdzone przez najbrutalniejsze kapitalistyczne reżimy. O tym powinniśmy pamiętać: stabilność wenezuelskiego socjalu jest zabezpieczona karabinem wymierzonym w niepokornych pracowników. Święta przemoc w imię socjalistycznej ojczyzny, w imię ludu, w imię boliwariańskiej rewolucji.

Jest jednak coś, co wyróżnia postać Chaveza spośród innych władców. Moc. Potencja Chaveza pochodziła z oddolnej woli, z konstruującej mocy wielości, która poprzez swojego przedstawiciela otrzymała szansę na upodmiotowienie. I szansę tą wykorzystała. To nie Chavez wydobył miliony obywateli z nędzy. To nie Chavez zintegrował rozszczepioną przez łupieżczy kapitał tkankę społeczną. To lud stworzył Chaveza, wskazał mu kierunek i nadał impet. Hugo Chavez był zanikającym pośrednikiem oddolnej rewolucji społecznej, która rozpoczęła się w Wenezueli w momencie nieudanego puczu wojskowego w 2002 r, kiedy tłum zebrany pod pałacem Miraflores przywrócił do władzy obalonego przez pachołków CIA prezydenta. Ta rewolucja trwa nadal.

Po śmierci Chaveza urząd głowy państwa obejmie najpewniej jego dotychczasowy zastępca – Nicolas Maduro. Chavez już dawno namaścił tego polityka na swojego następcę. Wiedział, że jego śmierć może spowodować zachwianie socjalistycznej transformacji społeczno-ekonomicznej. Osoba Maduro ma zapewnić realizacje dalszych reform, zapowiadanych przez Chaveza podczas kampanii wyborczej jesienią 2012 r. Mimo oczywistych wypaczeń projekt rewolucji boliwariańskiej stanowi pewną wartość dla światowej lewicy.

Nie mam najmniejszych złudzeń: Wenezuela to ciągle kraj kapitalistyczny, w którym wartość wypracowana przez klasę pracującą jest wychwytywana przez państwo – największego wyzyskiwacza i kapitalistę zbiorowego. Ale trudno też nie dostrzec, że kierunki redystrybucji tego bogactwa w dużym stopniu rozmijają się z logiką rynkowej alokacji zasobów. Wartość w dużym stopniu powraca do wytwórców w formie złożonej palety usług publicznych. Władza dokonuje uspołecznienia części bogactwa, ku rozpaczy kapitalistów – rozdysponowuje je pośród pracowników. Dlatego właśnie światowe media, finansjera, wielcy i możni tego świata wszelkimi siłami próbowali utrącić prezydenta. Strach przed wolą ludu i żądaniem sprawiedliwego podziału bogactwa był przyczyną kampanii nienawiści skierowanej przeciwko wenezuelskiemu systemowi. A model ten – przy całej jego niedoskonałości – zapewnił lepsze życie milionom ludzi i zainspirował kolejnych do działania przeciwko wyzyskowi i imperializmowi. I dlatego myślę, że powinniśmy czasem powiedzieć dobre słowo o Hugo Chavezie.
Dziubasy białej rasy
2013-03-04 02:05:41
Poseł PiS- Tadeusz Dziuba obawia się o kondycję cywilizacji białego człowieka. Zagrożeniem dla białej rasy są tym razem ruchy LGBT. Według posła postępujący regres społeczeństw Zachodu spowodowany jest przez związki partnerskie. Dlatego Dziuba tak bardzo chce ochronić Polskę przed nadciągającą zza Odry „pedalską nawałnicą”.

Nie dziwi mnie prawie wcale, że prawicowy polityk poszukuje przyczyn kryzysu wszędzie, tylko nie tam gdzie trzeba. Irracjonalność jako naczelny imperatyw myślenia charakteryzuje kato-narodowe ruchy już od dziesiątek lat. Zamiast wskazać na ekonomiczne podłoże społecznych problemów, lepiej zapodać bajkę o kulturowym wrogu, który zagraża narodowej wspólnocie. To taki stary, sprawdzony sposób na wychwytywanie i kanalizowanie oddolnego niezadowolenia. Niestety, ta zdarta klisza politycznej gramatyki znajduje nadal zastosowanie w sztuce zarządzania społecznym gniewem.

Wcześniej byli komuniści, Żydzi, Rosjanie, teraz największym wrogiem jest pedał. To zagrożenie pedalską ofensywą wywołuje wśród nacjonalistów poczucie rozkosznego oblężenia. W ich wyobraźniach, walczący o prawo do normalnego życia geje i lesbijki chytrze podcinają skrzydła zdrowej, białej wspólnocie, relatywizując instytucje rodziny w jej dotychczasowym kształcie.

Słowa Dziuby wpisują się w wielowiekową historię konserwatywno-mieszczańskiej agresji względem mniejszości. Wcześniej w obronie czystości rasowej występowały liczne zasłużone dla światowej prawicy persony. Dziuba to oczywiście polityk znacznie mniejszego formatu. Wojującym członkiem rasy panów może być jedynie podczas swoich słodkich zmazów. Polotem może równać bardziej do ks. Tiso, czy Vidkuna Quislinga, niż do swoich znaczniejszych poprzedników pokroju Hitlera, czy Dmowskiego.

Dziuba czuje na plecach oddech nadchodzących oddziałów SA Ruchu Narodowego, które zamierzają obalić demokrację zastępując ją ustrojem faszystowskim „którego boją się lewaki i pedały” . Podobnie jak cały PIS, poseł Dziuba znajduje się pod presją prawicowego skrzydła swoich zwolenników, które w poszukiwaniu przemocowej realności może pewnego dnia zwrócić się ku faszystom z RN. Słowa poznańskiego posła nie były zapewne efektem chłodnej kalkulacji. Nie od dziś wyznawanie homofobicznych poglądów w środowiskach prawicowych jest uznawane za miarę najwyższej elegancji.

Pozaparlamentarne ugrupowania skrajnie nacjonalistyczne przebijają jak na razie pisowców, dopuszczając się aktów bezpośredniej agresji. Ofiar na swym koncie jeszcze nie mają, chyba że uznamy za nie ich samych. Bo gibający się na uczelnianym korytarzu polscy narodowcy zwłaszcza pod względem estetycznym stanowią marny widok. Warto jednak odnotować, ze działają z coraz większym rozmachem. W ubiegłym tygodniu na wycieraczce Stowarzyszenia Lambda podłożono dorodną narodową kupę. Niby nic takiego, ale może to znak, że warto działać, nim narodowcy i kaczystowskie dziuby zasrają do reszty polityczny dyskurs.

Nie dziwi mnie szczególnie również to, że partia aspirująca do pierwszej siły politycznej w kraju nie dba o jakość politycznego przekazu. Cywilizowana prawica zdążyłaby w porę Dziubę zatkać. Jednak gejowskie skrzydło brytyjskiej Partii Konserwatywnej to dla kaczystów galaktyka odległa o kilka brzóz świetlnych. Powszechna na polskiej prawicy moda na „polityczną niepoprawność” oznacza w praktyce przyklaskiwanie najbardziej obrzydliwym wynurzeniom, takim jak te, które w niedzielę znalazły ujście z pisowskiego dzioba.

Całe szczęście, że istnieją w społeczeństwie siły, które nie pozwolą w najbliższym czasie zamurować (wersja prezydencka) albo powiesić (wersja narodowa) gejów czy Annę Grodzką. Skala agresji ze strony prawicy zatrzymuje się na razie na kłapaniu Dziubą i sraniu po wycieraczkach.
Kochaj Jana Pawła swego jak siebie samego
2013-02-20 17:55:08
Gruchnęła wieść od Helu po Tatry, że oto namierzono administratorów strasznej strony fejsbukowej, która obraża Jana Pawła II- człowieka, który zrobił tyle dla Polski i świata.
Podobno jestem jednym z tych niegodziwców, którzy targają dobre imię Papieża- Polaka. Nie zamierzam się tłumaczyć czy faktycznie jestem adminem tej strony. Każdy kto ma więcej niż dwie fałdy na mózgu sam odpowie sobie na to pytanie. Wystarczy pobieżne spojrzenie na "materiał dowodowy" zaprezentowany w upublicznionym na YT filmie.

W ciągu ostatniego tygodnia otrzymałem wiele listów. W większości były to takie z pogróżkami, choć zdarzały się również propozycje towarzyskie (po dłuższym namyślę postanowiłem do nich nie zaliczać propozycji gwałtu analnego).
Pisali seksowni chłopcy z ONR, dokładnie opisując co chcieliby ze mną zrobić. Pisali groźni gangsterzy z najznamienitszych polskich gimnazjów. Bardzo liczną i niezwykłą zarazem kategorią były katolickie zaklęcia, wypowiadane z werwą świrniętych egzorcystów z amerykańskich filmów klasy D.
Katolicy głównie fantazjowali o Nowaku ukrzyżowanym. Narodowcy wielokrotnie proponowali seks grupowy w lesie. Na podstawie napływającej korespondencji mógłbym śmiało napisać osobny tekst pt. "Życie seksualne prawicy". Ciekawi mnie zwłaszcza wyraźna fascynacja fantazmatem gwałtu wśród zwolenników JP2.

Ci, którzy życzyli mi źle ostatecznie dopięli swego. Salwy śmiechu spowodowane czytaniem wiadomości i komentarzy przyprawiły mnie o ból brzucha.

Całe zamieszanie wokół strony "Jan Paweł Drugi zajebał mi szlugi" unaocznia jednak poważny problem. Eksplozja agresji i nienawiści spowodowana obrazą rzekomo wybitnej jednostki jest sytuacją bez precedensu. Bo czy w którymkolwiek europejskim kraju jesteśmy w stanie wywołać taki wybuch społecznego gniewu spowodowany znieważeniem bożyszcza masowej wyobraźni? Czy Francuzi grożą śmiercią autorowi mema wyśmiewającego De Gaulle'a? Czy Czesi skowyczą złowrogo kiedy ktoś obrazi Vaclava Havla? Nawet Turcy potrafią się śmiać z Ataturka. Fanatyzm polskich wielbicieli Jana Pawła II wskazuje na ich spontaniczne powinowactwo z talibami czy z Mohammedem Bouyeri'm.

Są w Polsce ludzie gotowi zabić człowieka, który nie szanuje Jana Pawła II. Są media takie jak Fronda czy Gazeta Polska, które z hunwejbińską pasją organizują publiczny lincz podstawionym ofiarom. Podstawowe standardy dziennikarskiej rzetelności stają się w takich momentach nieistotne.

Poziom uwielbienia i czołobitności względem jakiejkolwiek jednostki jest zawsze zjawiskiem niebezpiecznym. W Polsce poziom postaw autorytarnych osiągnął niepokojąco wysoki pułap. W szkołach wtłacza się do głów pierdoły o wielkim znaczeniu autorytetów i bohaterów narodowych jako tożsamościowym lepiszczu. Na sile zyskują organizacje skrajnie nacjonalistyczne, propagujące dyscyplinę i podporządkowanie jako filary ładu społecznego.

Kult Jana Pawła II to zjawisko wyraźnie wpisujące się w schemat osobowości autorytarnej jako dominującej formie relacji pomiędzy jednostką a jej otoczeniem. Nimb doskonałości jaki otacza Papieża- Polaka sprzyja powstawaniu postaw agresywnych, szowinistycznych i antydemokratycznych. Filmy z pielgrzymek JP2 do Polski są zatrważające. To kult jednostki w czystej postaci. Gasnący starzec siedzi na piedestale. Duka o jakichś wspominkach z młodości niczym senior rodziny na ponurych imieninach: "pamiętam Stasie, Krzysie, Rysie, za moich czasów tu żarliśmy słodycze". Tłum kilkuset tysięcy ludzi pogrążony jest ekstazie. Trochę to przypomina wiece Kim ir Sena, trochę mecze biało- czerwonych podczas EURO 2012. Krzyczą: "kochamy Ciebie, kochamy Ciebie, zostań z nami, Ojciec Święty"

Jeżeli jakakolwiek próba wyśmiania tego bałwańskiego kultu skutkuje groźbami zabicia, ukrzyżowania, ukamieniowania, rozstrzelania, rozerwania końmi, gwałtu analnego w lesie itp. to należy się spodziewać tym ostrzejszej, bardziej zradykalizowanej, wulgarnej próby przekroczenia tego denkverbot. Tego właśnie przykładem jest strona Jan Paweł II zajebał mi szlugi. Jest tak samo żałosna i wulgarna jak panujący w PL kult Karola Wojtyły. Jeśli jej przekaz to prymitywny trolling, to każdy pomnik JP2 jest trollingiem przestrzeni miejskiej, a każdy portret papieża w szkole jest trollingiem idei świeckiego państwa.
Dlaczego nie założę firmy
2012-10-26 16:19:58
Przedsiębiorcy to z pewnością najbardziej bezczelna i roszczeniowa grupa społeczna. A do tego niezwykle zadowolona z siebie. Wiadomo dlaczego – tworzą miejsca pracy. Przynajmniej tak im się wydaje. W moim poprzednim tekście postawiłem tezę, że właściciele kapitału nie są żadnymi "pracodawcami". To pracownik wytwarza wartość, a to, co kapitaliści nazywają zyskiem jest nieopłaconą częścią pracy najemnej. O ile można sobie wyobrazić pracę bez zwierzchności kapitalisty, o tyle kapitał bez pracy istnieć nie może. Spróbujcie sobie wyobrazić developera bez robotników budowlanych czy właściciela firmy transportowej bez kierowców. Za to spółdzielnia kierowców bądź kolektyw budowlany to wizje jak najbardziej realne. Może warto to wreszcie przemyśleć i wyciągnąć z tego wnioski?

Tekst wywołał wielkie oburzenie wśród wyznawców wolnorynkowej religii. Ubawiłem się znakomicie czytając pełne nienawistnego skomlenia komentarze. Zastanawia mnie, jak to możliwe, że przedsiębiorcy, którzy ponoć harują od świtu do nocy znajdują czas na "trollowanie" po internetowych forach?

Toczą pianę i kwiczą wniebogłosy jak zarzynane prosiaki, kiedy ktoś ośmieli się zakwestionować ich świętości – prawo do zysku i dominacji nad pracownikiem. Reakcja na mój tekst była przewidywalna i monotonna. "Nie podoba Ci się wyzysk? załóż własną firmę" – taka formułka jest najwidoczniej szczytem polemicznych zdolności przeciętnego polskiego przedsiębiorcy. Czujesz się okradany? Zostań złodziejem, takim jak my. Zobaczysz jaka to ciężka i niewdzięczna fucha. Przejście z pozycji ofiary na pozycje kata jest jedyną drogą wyzwolenia, jaka może wykiełkować w przedsiębiorczym móżdżku.

Cylindrycznie gładka kora mózgowa zasadniczo nie przeszkadza w prowadzeniu firmy. Przynajmniej czasem jest naprawdę zabawnie. Większość moich znajomych uważa swoich szefów za kompletnych kretynów. Coś w tym jest. Pękam ze śmiechu, kiedy biznesmeni znad Wisły dumnie prężą cojones chełpiąc się innowacyjnością.

Konkurencyjność rodzimej gospodarki wynika z faktu, że Polska jest rezerwuarem taniej siły roboczej. Tak więc, innowacje wdrażane są głównie w dziedzinach "uśmieciowienia" warunków pracy i nacisku na redukcje płac. Oczywiście, rekiny biznesu rok w rok dmą triumfalnie w trąby, obwieszczając rekordowe zyski. Jednocześnie zmniejsza się udział płac w PKB. Oznacza to, że kapitaliści zarabiają więcej, a pracownicy dostają coraz mniejszą część wypracowanego przez nich bogactwa.

Statystyczny polski pracownik haruje niczym perszeron w kopalni. Według danych OECD jesteśmy w trójce najbardziej zapracowanych społeczeństw w Europie. Dłużej od nas pracują tylko Węgrzy i Grecy. Tak, są to ci sami Grecy, którym pod zarzutem lenistwa funduje się drakońskie cięcia. Technologiczne zacofanie powoduje, że wydajność pracy jest najniższa w UE. Wygląda na to, że folwarczna mentalność jest wciąż żywa.

Spójrzmy prawdzie w oczy – polscy przedsiębiorcy to straszne matoły. Swoje mądrości czerpią głównie z przygłupawych poradników typu "Jak być wielkim szefem". Nie potrafią wymyślić bardziej złożonej recepty na zyskanie przewagi konkurencyjnej niż wydłużenie czasu pracy. Okraść innych i narzekać, że rozmaite wrogie siły (państwo, związki zawodowe) nie pozwalają kraść więcej – oto przepis na sukces.

Ostatnio modne stało się utyskiwanie na system szkolnictwa wyższego. Ponoć uczelnie nie dostarczają biznesowi siły roboczej zgodnej z jego oczekiwaniami. Czyż nie jest to postawa typowo roszczeniowa? Mogliby wziąć los w swoje ręce, zainwestować w szkolenia. Ale po co? Łatwiej wyciągając łapę do państwa! Chcą żeby to publiczne uczelnie szkoliły im kadry, by oni mogli przyoszczędzić na kursach. Trudno o bardziej sugestywny przykład społecznego pasożytnictwa.

Świadectwem etycznej pokraczności biznesowych cwaniaków jest ich stosunek do dobra wspólnego. A korzystają z niego łacno. Szczególnie wtedy, kiedy wspiera ono proces akumulacji kapitału. Z jednej strony – tępią państwowy interwencjonizm, a z drugiej – żebrzą o infrastrukturę wznoszoną za publicznie pieniądze. Potem dewastują TIRami drogi i autostrady. Środowisko naturalne mają gdzieś. Niszczą przyrodę na tyle, na ile im się pozwoli.

Faktycznie – nigdy nie parałem się prowadzeniem własnego biznesu. Nie robiłem też wielu innych rzeczy. Nie wyrywałem staruszkom torebek, nie znęcałem się nad zwierzętami, ani nie plułem nikomu do zupy. Firmy nie założę nigdy. Dlaczego? Nie jestem może osobą krystalicznie przyzwoitą, jednak mam chyba nieco wyższe standardy etyczne niż neoliberalne kołtuństwo. Nie jestem cynicznym złodziejem, ani też imbecylem, który myśli, że wyzyskiwany pracownik powinien być mu wdzięczny. Nie mógłbym spojrzeć uczciwym ludziom w oczy.
Roszczeniowcy
2012-10-20 17:18:47
Są w Polsce grupy roszczeniowe, które ciągle wołają o więcej. Żyją kosztem innych, cieszą się dobrobytem i popuszczają pasa, podczas gdy inni wypruwają flaki na kuracji oszczędnościowej. Mają swoich ludzi w mediach. Wynoszeni są pod niebiosa jako sól polskiej ziemi. A mimo to - ciągle nienasyceni, wciąż klepią w kółko swoją litanie roszczeń i żądań. Kto to taki? Przedsiębiorcy.

Koszty pracy w Polsce należą do najniższych w Unii Europejskiej- taką informacje podał dziś portal gazeta.biz. Według badań PricewaterhouseCoopers - zysk z jednej złotówki zainwestowanej w polskiego pracownika wynosi 1,56 zł. Dla porównania średnia UE to 1,16 zł. Nawet w USA wskaźnik ten wynosi 1,43 zł. Mało tego- ubiegły rok był dla polskich przedsiębiorstw rekordowy zarówno pod względem przychodów jak i zysków.

Przedsiębiorcom wciąż jednak mało. Nie ustają w wysiłkach, by zagarnąć coraz większą część społecznego bogactwa. Domagają się ograniczenia działalności związków zawodowych, bo grupowa artykulacja żądań pracowniczych zagraża ich zyskom. Polecają zlikwidować płacę minimalną, by ziściły się ich marzenia o płacach na poziomie Etiopii. Ciągle słyszymy o konieczności dalszego uelastyczniania kodeksu pracy i tworzenia "dobrego prawa". Dobrego, czyli takiego, które przymyka oko na machloje biznesowych cwaniaków. To tylko niektóre z żądań tej grupy nacisku.

Sami nie wytwarzają żadnej wartości. To, co kapitaliści nazywają zyskiem jest w istocie nieopłaconą częścią pracy najemnika. Tak jak krew w Stacji Krwiodawstwa pochodzi z organizmów dawców, tak zysk kapitalisty jest efektem pracy pracownika.

Dlaczego zatem ta banda pasożytów każe się tytułować "pracodawcami"? Nieustannie słyszymy, że zasługują na szczególny szacunek, gdyż "dają pracę". To bez wątpienia jeden z najskuteczniejszych ideologicznych wytrychów. Co to właściwie oznacza? Skoro dają, to znaczy, że musieli mieć ją wcześniej. Czyżby gromadzili zapasy pracy, by później móc dzielić się nimi ze społeczeństwem? W takim razie musimy być im dozgonnie wdzięczni. Dziękować, w pas się kłaniać, bo dają pracę, a mogliby nie dać! Jakie to wielkoduszne! Podążając taką ścieżką rozumowania- ludzi oddających krew powinniśmy nazywać "krwiobiorcami".

Szczególnie irytujący jest kult małej i średniej przedsiębiorczości. Małych kapitalistów utożsamia się z wizerunkiem poczciwego pana z osiedlowego sklepiku "za rogiem". Tymczasem to właśnie w hołubionych (nawet przez część środowisk lewicowych!) małych sklepikach, knajpach, pizzeriach i punktach usługowych warunki pracy są najgorsze. To tam władza kapitalisty nad pracownikiem jest najsilniej zaakcentowana. Praktyki łamania praw pracowniczych, przymuszania do pracy po godzinach, mobbingu, nieopłaconych nadgodzin są w sektorze MŚP standardem.
Właściciele marnych kinderprzedsiębiorstw najgłośniej lamentują nad swą ciężką dolą. Domagają się szczególnej protekcji. Uważają, że państwo powinno obniżyć zusowskie składki i podatek dochodowy, a także umożliwić im łatwiejsze zwalnianie pracowników. Tak, aby mogli dopasować siły produkcyjne do zmieniających się wymogów rynku. Oczywiście, jak deklarują- to wszystko dla dobra pracowników, bo będzie możliwe "utrzymanie miejsc pracy". Który to już raz słyszymy, że ograniczenie praw pracowniczych i zniesienie zabezpieczeń ma się przysłużyć samym zatrudnionym?

Chyba już najwyższy czas, by ukrócić roszczenia tych bezproduktywnych kabanów, którzy wciąż uważają, że "im się należy"!










Południe w ogniu
2012-09-26 18:25:11
"Ukradli nam naszą demokrację. Poprzez cięcia w oświacie i służbie zdrowia utraciliśmy wolność i nasze państwo opiekuńcze. Mam dwie córki i w tym roku musiałam zapłacić o wiele więcej za ich studia" - to słowa wypowiedziane 25 września przez 53-letnią Soledad Nunez, uczestniczkę masowych protestów przeciwko cięciom budżetowym, które właśnie trwają w Madrycie.

Stolica Hiszpanii jest areną regularnych walk pracowników z policyjnymi siłami. Protestujący zebrali się w stolicy kraju pod hasłem pokojowego wiecu "Occupy Congress". Reakcja policji była bardzo brutalna, co jest już właściwie ogólnoeuropejską normą. Ludzie zebrani pod budynkiem parlamentu zostali zaatakowani gazem i strzałami z broni gładkolufowej. Rannych zostało kilkadziesiąt osób.
W ogniu stanęła dziś ponownie Grecja, gdzie rozpoczął się właśnie strajk generalny. Setki tysięcy ludzi walczą z wyzyskiem i antyspołeczną polityką cięć. Międzynarodowy kapitał i usłużne mu rządy uczyniły z Grecji i Hiszpanii swoiste laboratoria, w których testuje się najnowsze modele instrumentów służących do ataku na prawa pracownicze, stabilność zatrudnienia, świadczenia socjalne i usługi publiczne.

W polityce cięć i zaciskanie pasa chodzi o to, żeby pracownicy godzili się pracować dłużej, za mniej i na gorszych warunkach, a wypracowana przez nich wartość szerszym strumieniem płynęła do kieszeni nielicznej grupy finansowej arystokracji.
Aby było to możliwe, trzeba najpierw przełamać opór świadomych zagrożenia pracowników. Dlatego właśnie oprócz policyjnych pał, przydatnym orężem jest narracja o obiektywnej, ekonomicznej konieczności zaciśnięcia pasa.
Społeczeństwo obciąża się spłatą długów, które zostały zaciągnięte wbrew woli i interesowi większości. Przykładowo- główną przyczyną powstania greckiego zadłużenia są przeznaczone w ciągu ostatniej dekady ogromne wydatki na zbrojenia (największe w skali PKB w EU) oraz pożyczki zaciągnięte na organizacje olimpiady w 2004 roku.

Wszystkie historie o rzekomym życiu ponad stan, czerpaniu z rozrośniętego socjalu i głęboko zakorzenionym mentalnym lenistwie pracowników z południa Europy to obrzydliwe, rasistowskie brednie.
Niestety, znajdują one w Polsce sporą grupę entuzjastów. W wypowiedziach większości mainstreamowych publicystów, w komentarzach internautów wyraża się pewna sadystyczno- kompleksiarska prawidłowość- radość z tego, że ktoś będzie żył na poziomie zbliżonym do rodzimej chujozy.
Z przerażeniem obserwuje, że sprawiedliwość społeczna i międzynarodowa solidarność pracownicza w Polsce rozumiane są degresywnie. Jeżeli ja pracuje na śmiecówce, zarabiam grosze i jestem poniżany przez szefa, to dlaczego oni- Grecy, Hiszpanie mają mieć lepiej? Jeżeli u mnie nie ma związków zawodowych, to należy rozwalić również tamtejsze! Razem pikujmy na samo dno. Za niedolę naszą i waszą. Solidarność w gównianym padole polskiego kapitalizmu rozumiana jest jako wspólna rewitalizacja stosunków feudalnych. Akceptowana jest wszechwładza właścicieli, pokorne schylanie karku, zaciskanie zębów. Wszelkie strajki, uliczne walki czy okupacje to fanaberie rozpasanej, południowej młodzieży z IPodami.
Najważniejsze jest marzenie o przejściu na pozycje Pana- Właściciela. Miraż "przejścia na swoje" - oto prawdziwa morfina wstrzykiwana w świadomość polskiego pracownika. Problem w tym, że odwrócenie relacji pomiędzy panem, a niewolnikiem możliwe jest tylko w imaginarium niewolnika. Neoliberalny sen o własnym, prężnym biznesie, powraca materializując się jako koszmarne Realne wyzysku i eksploatacji.

Obserwując bohaterską walkę greckich i hiszpańskich prekariuszy, marzę o tym, że być może już niedługo podobne chwilę będziemy przeżywać w Polsce. Jednak konfrontując wypadki ateńskie i madryckie z polską rzeczywistością czuję jak na razie tylko zażenowanie, bezsilność i wstyd.



Komentarz do komentarza- żenady
2012-09-06 14:23:25
Wojciech Karpieszuk, dziennikarz stołecznej Gazety Wyborczej uważa, że ludzie, którzy bronili wczoraj na Hożej lokatorki przed wyrzuceniem z mieszkania urządzili "populistyczny cyrk". Nie widzi powodu, by pochylać się nad losem Iwony Grabczan, gdyż otrzymała ona od miasta 30-metrowe mieszkanie socjalne.

Nic to, że mieszkanie eksmitowanej lokatorki nie było zadłużone.
Nic to, ze po reprywatyzacji i przejęciu budynku przez firmę Dore, lokatorzy byli prześladowani, nachodzeni przez zbirów z ochrony, naliczano im absurdalne kwoty w ramach rzekomego zadłużenia.
Nic to, że ktoś próbował podpalić ich kamienice.
Nic to, że Pani Grabczan jest inwalidką 2 grupy i do zabiegów rehabilitacyjnych potrzebuje większego mieszkania niż 30 metrowa klitka.
Nic, to, że policjanci porąbali drzwi siekierami i łomami, żeby wyrzucić rencistkę z domu.
Nic to, że ludzie, którzy bronili mieszkania byli brutalnie bici przez policyjnych siepaczy. Jedna osoba ma poważnie uszkodzone oko, inna- odcisk policyjnej pały i fioletowy ślad po bucie na plecach.

Na Wojciechu Karpieszuku to wszystko nie robi żadnego wrażenia. Potok przeinaczeń sączący się z jego komentarza jest porażający. Jeśli na filmie nie widać wiele z powodu ciemności, to znaczy, że to fejk. Jeśli Iwona Grabczan nie przyjęła lokalu socjalnego to znaczy, że wybrzydza. Ludzie, którzy bronili jej mieszkania to w 100 proc anarchiści. Taki to klarowny obraz kreuje klawiatura dziennikarza z Czerskiej.

Karpieszuk chciał zapewne zabłysnąć rzetelnością i wyważeniem. Miał w intencji wylać kubeł zimnej wody na rozgorzałe głowy lokatorskich działaczy i działaczek. To miał być wyważony głos, jaki chcieliby usłyszeć stateczni mieszczanie. Skończyło się tak, że skompromitował się jako dziennikarz dopuszczając się zwykłej manipulacji i zacierania sensu. Jego komentarz to totalna żenada, bardzo szkodliwa w dodatku. Chciałbym wierzyć, że nie zrobił tego celowo, że po prostu nie zapoznał się dokładnie ze sprawą. Na koniec chciałbym zacytować komentarz mojej znajomej z fejsbuka: "Wojtek, pierdolisz- nie było Cię tam".

Komentarz Wojciecha Karpieszuka:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,12431942,Dramatyczna_eksmisja__Widzielismy_populistyczny_cyrk.html
Skłotersi z Podgórza kontra Blackwater
2012-08-29 17:11:22
Polska Policja powoli staje się głównym zagrożeniem dla życia i zdrowia obywateli.
Kiedy piszę te słowa, w Poznaniu trwa właśnie oblężenie niedawno powstałego skłotu Warsztat. Grupę osób broniących budynku otoczyło komando uzbrojonych po zęby zakapiorów. Widok pięciu furgonetek, zamaskowanych funkcjonariuszy, pistoletów maszynowych i broni chemicznej (gazu) sprawia, że przypadkowy przechodzień mógłby pomyśleć, że trwa właśnie akcja likwidacji laboratorium produkującego metamafetaminę albo lokalnej komórki Al Kaidy. Nic z tych rzeczy. Mobilizacja sił aparatu przemocy skierowana jest przeciwko ludziom, którzy zajęli pustostan, bo nie mieli gdzie mieszkać.
Poznańskie władze od lat zaniedbują politykę mieszkaniową. Budowa lokali socjalnych i komunalnych została praktycznie wstrzymana. Ceny najmu są horrendalne. Łapy zacierają jedynie developerzy i właściciele kamienic, dla których niedobór mieszkań oznacza możliwość dyktowania bandyckich cen najmu i zakupu.

Policja spełnia rolę najemnej armii,czegoś w rodzaju Blackwater na usługach kamieniczników. Tam gdzie trzeba dowalić lokatorom, zjawia się szwadron czyścicieli i używając brutalnej przemocy zabezpiecza Świętą Własność. Tak było w ubiegłym roku na ulicy Dąbrowskiego w Poznaniu, gdzie policyjni chłopcy wygrali potyczkę z chorą na nowotwór kobietą. Tak było kilka lat temu w Łodzi, gdzie do jednej z kamienic przez okno wtargnęli zamaskowani...antyterroryści. Wreszcie- chyba najbardziej tragiczny w skutkach pokaz policyjnej przemoc miał miejsce 6 sierpnia na ul. Sempołowskiej w Warszawie. Eksmisja przeprowadzona została przez blisko 100 policjantów, którzy brutalnie pobili uczestników blokady ( jednego z nich katowali na komisariacie) i wyrzucili na bruk 55-letnią kobietę z kotem. Dwa dni później lokatorka szukając mieszkania na warszawskim Rembertowie wpadła pod TIRa. Straciła nogę.
Dzień przed atakiem na skłot Warsztat media pokazały wstrząsające zdjęcia przedstawiające 17-latka skatowanego przez policje na komisariacie przy ul. Rycerskiej w Poznaniu. Chłopak został porwany z ulicy i pobity ze szczególnym okrucieństwem. Bandyci w mundurach złamali mu nogę i wybili ząb.
To tylko niektóre z haniebnych występków funkcjonariuszy. Inne można by opisać w grubej Niebieskiej Księdze.
Nie zawsze są tak aktywni. Kiedy grupa oprychów pod dowództwem Piotra Śruby (właściciel Fabryki Mieszkań) od kilku miesięcy prześladuje lokatorów z kamienicy przy ul. Stolarskiej, władze nie uważają tego za szczególny problem.


Chyba czas sobie wreszcie uzmysłowić pewien fakt. Policja to nic innego jak opłacany przez państwo gang, mający za zadanie zabezpieczyć wymianę handlową, stać na straży prawa własności i pacyfikować oddolne ruchy domagające się sprawiedliwości społecznej. Tak jak 16 sierpnia południowoafrykańska policja na zlecenie biznesowych bonzów zastrzeliła 45 strajkujących górników, tak dziś w Poznaniu działając na zlecenie kamieniczka Polska Policja zaatakowała gazem ludzi żądających prawa do dachu nad głową.
Proletariackie zakupy
2012-08-29 03:23:48
Hiszpańscy bezrobotni po raz kolejny wywłaszczyli jeden z supermarketów. Tym razem 24 sierpnia w miejscowości Meria ok. 70 osób wyniosło jedzenie z jednego ze sklepów sieci Carrefour. Wcześniej, podobne akcje organizowane były przez andaluzyjski związek zawodowy SAT. "Proletariackie zakupy" odbyły się m.in. w miejscowościach Ecija i Arcos de la Frontera.

Akcja wygląda zawsze podobnie. Grupa kilkudziesięciu osób ładuje do wózków podstawowe artykuły spożywcze i wyjeżdża nie płacąc. Odzyskane w ten sposób towary są następne rozdawane osobom znajdującym się w najtrudniejszej sytuacji materialnej.

Hiszpania to kraj z najwyższym wskaźnikiem bezrobocia w UE. Obecnie bez pracy znajduje się ok 5 mln osób(24 proc). Coraz większy odsetek obywateli nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb. Ludzie są wściekli, ale i gotowi na to, by upomnieć się o swoje.
Akcje wywłaszczeniowe to przykład oddolnej ofensywy pracowniczej wymierzonej przeciwko niesprawiedliwości, wyzyskowi i pogarszającym się warunkom życia. Człowiek, który stracił pracę, bezrobotny student wegetujący na stażu bez perspektyw na znalezienie zatrudnienia- oni wiedzą, że jedyną możliwością jest wyszarpnięcie tego, co im należne. Drakoński program cięć narzucony hiszpańskiemu rządowi przez strażników neoliberalnej religii (MFW, KE, EBC) nie tylko nie przynosi poprawy ich sytuacji, ale jest bezczelną próbą wyprowadzenia z kieszeni pracowników kolejnych miliardów EURO.

Dlatego właśnie na celowniku hiszpańskich bezrobotnych znalazły się sklepy należące do wielkich sieci handlowych. Firmy te, w czasach kryzysu notują stały wzrost dochodów. Warunki pracy w firmach takich jak Carrefour czy Mercadona przypominają legalnie działające obozy pracy. Opiewane przez speców od rynkowej racjonalizacji "uelastycznienie" kodeksu pracy pozwoliło na przywrócenie stosunków niemal feudalnych. Mobbing i łamanie praw pracowniczych są na porządku dziennym. Pasa mają zaciskać pracownicy, natomiast pasy właścicieli stają się coraz grubsze.

W tej sytuacji akcja nazywana " proletariackimi zakupami" jest afirmacją społecznej sprawiedliwości. Odebraniem złodziejom tego, co zagarnęli. Człowiek głodny, bez środków do normalnego funkcjonowania ma prawo upomnieć się o swoje. A wytwór jego pracy- towar znajduje się na półce supermarketu.

Największe w historii akcje "proletariackich zakupów" miały miejsce we włoskim regionie Veneto na przełomie lat 60tych i 70tych. Wówczas robotnicy z fabryk przemysłu chemicznego dokonywali wywłaszczeń na niewyobrażalną dzisiaj skalę. Regularnie dochodziło do ostrych potyczek z policją.

A gdyby tak zainicjować podobne akcje w Polsce? Zapewne zaczadzona liberalnym doktrynerstwem część społeczeństwa podniesie zaraz lament. Zaczną piszczeć o "świętym prawie własności", zaradnych i niezaradnych, pracusiach i obibokach. Neoliberalny program tresury robi swoje. Ideologiczna amunicja ma jednak siłę neutralizującą ograniczoną poziomem ludzkiej wściekłości. Poniżej minimum egzystencjalnego żyje obecnie ok 2 proc Polaków i Polek. Połowa uważa się za biednych. Prędzej czy później na ulicach zobaczymy obrazki takie jak te z Madrytu czy Aten. A wtedy-drżyjcie Carrefoury i Biedronki.