Jarosław Klebaniuk: Mogą z tobą zrobić wszystko
[2019-10-14 12:27:55]
Spektakl stanowił dokumentalne przedstawienie sprawy głośnej śmierci na komisariacie z perspektywy rodziców ofiary. Wstrząsająca historia w wersji dotąd nieznanej, przekonujące aktorstwo i udział w „researchu” większej liczby osób niż liczba pozostałych realizatorów wywołały zamierzony efekt. Nie sposób było opuścić „Piekarni” nieporuszonym. Śmierć Igora Stachowiaka wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami Wrocławia. Zatrzymanego 15 maja 2016 na rynku policjanci w brutalny sposób obezwładnili i odwieźli do komisariatu przy ul. Trzemeskiej. Po wielu godzinach wyprowadzili z pokoju przesłuchań do toalety. Skutego kajdankami, rozebranego , przy zgaszonych światłach kilku policjantów raziło go paralizatorem, gdy leżał na podłodze. Zdjęcia wykonane pośmiertnie wskazywały, że wcześniej był bity po twarzy i duszony. Biegli sądowi wskazali na trzy możliwe przyczyny śmierci, z których dwie związane były z działaniami policjantów: uduszenie i śmiertelne porażenie prądem. Wydawało by się, że w wyjaśnieniu sprawy należałoby skorzystać z nagrań wykonanych przez przygodnych przechodniów podczas zatrzymania, a także przesłuchać tamtych policjantów. Nie zrobiono tego. Jedynie z notatki służbowej jednego z nich wynikało, że poważnie obawiał się o swoje życie. Według relacji jego ojca policjanci i prokurator zamieszani w sprawę zostali awansowani, przeniesieni do innych jednostek, a gdy sprawa przybrała niepokojący dla władz obrót – niektórzy na emeryturę. Dochodzenie toczyło się jedynie dzięki determinacji rodziców zabitego, a i tak wbrew logice przedstawionych dowodów wyłączono z niego najbardziej obciążające policjantów wątki. W relacji znalazło się jednak coś więcej. Mianowicie przesłanki do stwierdzenia, że Igor Stachowiak nie był przypadkową ofiarą. Z relacji jego ojca wynikało, że został już trzy lata wcześniej, a także w 2016 roku zatrzymany, pobity i poniżony przez policję. Złożył nawet w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Wyznał ojcu: [policjanci] „powiedzieli, że mnie dojadą”. Pomylenie go z niższym o 23 centymetry Mariuszem Frontczakiem, który dwa dni wcześniej uciekł policjantom już po zakuciu w kajdanki, a później podrzucił je w miejsce zatrzymania, było raczej niemożliwe. Z psychologicznego punktu widzenia pośrednią przyczyną agresji wobec Stachowiaka mogła być frustracja i złość, jakiej doświadczyli policjanci po tej kompromitującej paru z nich ucieczce. W zapisie rozmów między policjantami biorącymi udział w zatrzymaniu znalazło się twierdzenie, że jest „podobny do tamtego ch…”. Taka przeniesiona na bezbronną (i dostępną) ofiarę agresja nie należy do rzadkości także w świecie pozamundurowym. Posiadane środki przymusu, władza i poczucie bezkarności zapewne ułatwiły brutalne postępowanie. Zrozumienie czy wyjaśnienie, co się stało nie stanowi jednak usprawiedliwienia. Odczuwanie złości nie jest przestępstwem. Nadużycie władzy i doprowadzenie do śmierci – owszem. Spektaklowy ojciec Igora opowiadał o tym, jak nie dopuszczono jego ani żony do zwłok syna, po kilku godzinach wywieziono je ukradkiem w czarnym worku, a gdyby nie znajomy policjant, nie dowiedzieliby się, gdzie są przechowywane ani nie udałoby mu się zrobić fotografii twarzy martwego syna przed sekcją zwłok. Dalszy ciąg relacji wskazywał na mataczenie i próbę umorzenia sprawy. Dopiero materiał filmowy Wojciecha Bojanowskiego wyemitowany w „Superwizjerze” w TVN, w rok po tamtych wydarzeniach, wymusił poważniejsze zajęcie się sprawą. Nie sposób było nie odnieść wrażenia, że jedynie determinacja w szukaniu sprawiedliwości, a w tamtym fatalnym dniu – mimo wszystko zachowanie minimum zimnej krwi (kontakt z adwokatem, a zapewne i ze znajomym policjantem, poszukiwanie zwłok, zrobienie zdjęcia) doprowadziły do niewyciszenia sprawy przez tak zwane organa sprawiedliwości. A ilu innych krewnych ofiar w takiej sytuacji po prostu by odpuściło i pogrążyło się w rozpaczy? Premiera spektaklu, który ma ewoluować wraz z rozwojem wydarzeń miała miejsce 22 czerwca 2019, a więc nazajutrz po wydaniu wyroku na czterech policjantów, którzy przyczynili się do śmierci dwudziestopięciolatka. Jeden z nich dostał karę dwóch i pół, a pozostali – po dwa lata bezwzględnego więzienia. Tytułowy Paraliż budzi skojarzenia nie tylko z potencjalną przyczyną śmierci, lecz także z niemocą służb państwa w wymierzaniu sprawiedliwości. Tym bardziej więc warto śledzić rozwój wypadków. Czy wyrok się uprawomocni? Czy jego surowość uwzględniła wszystkie okoliczności sprawy? Z przedstawienia dowiedzieliśmy się, że spora liczba śmierci na komisariatach (16 podobnych) sprawiła, że w maju 2015 roku powołany został Zespół ekspertów w Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi, którzy opracowali wytyczne dla policji, jak ograniczyć ryzyko takich zgonów. W poradniku dla policjantów specjaliści zakazali między innymi ucisku szyi, klatki piersiowej i brzucha. Przynajmniej w przypadku Igora Stachowiaka – bezskutecznie. Sprawa nieuzasadnionej przemocy policji wobec zatrzymywanych, nadużywania uprawnień (na przykład losowego przeszukiwania rzeczy w poszukiwaniu zakazanych substancji), a nade wszystko brutalności zasługuje na osobny tekst, zapewne i na osobny spektakl. W „Paraliżu” pojawiał się głos z offu innej ofiary. Mężczyzna relacjonował pobicie go przez policję, a także wymuszenie przyznania się do winy i karę finansową za rzekome zaatakowanie funkcjonariusza. Z tych strzępów relacji poznaliśmy historię anonimowego poszkodowanego, jednego z wielu i znamienną ocenę sytuacji: „Stajesz się nagle nikim. Mogą z tobą zrobić wszystko”. Ofiarami działań policji z połowy maja 2016 roku są także rodzice zmarłego Igora. Ojciec zamknął firmę i spędza czas w sądzie. Matka jest na zwolnieniu ze zdiagnozowanym „zespołem stresu wojennego” (PTSD, jak mniemam), a jej marzenie bezpośrednio po zdarzeniu, żeby było już „rok po” i cierpienie minęło okazało się złudne. Po trzech latach cierpi tak samo. Sam spektakl został zrealizowany bardzo oszczędnie. Troje aktorów opowiedziało pełną napięcia, poruszającą historię. Stosunkowo najbardziej zdystansowany był dziennikarz (Michał Szwed) ze stołem pełnym papierów, wtrącający informacje o faktach. Po drugiej stronie sceny siedziała nieruchomo, zgnębiona, jakby skurczona kobieta. Główną postacią, jeśli taką można wytypować, był jednak ojciec. Na dużym ekranie zobaczyliśmy w tej roli Grzegorza Wojdona. Nieobecny na brawach, nagrany wcześniej, miał więcej czasu (Ela wypatrzyła, jak zmieniały się godziny pokazywane przez zegarek na jego ręce) i możliwość kręcenia dubli. Nie zmienia to faktu, że zagrał znakomicie, niezwykle realistycznie i przekonująco. Ela sądziła, że to mógł być prawdziwy ojciec Igora Stachowiaka. Nie śledziliśmy sprawy w telewizji na tyle, aby zapamiętać jakąś migawkę z jego udziałem. Ja, choć nie byłem pewien, nie przypominałem sobie nazwiska z programu na stronie internetowej Instytutu Grotowskiego. Poza tym byłem przekonany, że aktor zrobi to lepiej niż zrobiłby sam odgrywany. Po spektaklu wciąż tak sądzę. Ela zwróciła uwagę na świetną rolę Doroty Łukasiewicz-Kwietniewskiej, subtelnie zagraną niejako w cieniu spektaklowego męża. Pamiętamy tę aktorkę z czasów największej, naszym zdaniem, świetności Ad Spectatores, gdy grali tam między innymi: Anna Ilczuk, Agata Kucińska, Paweł Kutny, Michał Opaliński, Rafał Kwietniewski (prywatnie – jej mąż) i Michał Wielewicki, w tak wybitnych przedstawieniach, jak: „Goryl uciekł z wybiegu w ZOO i porwał kobietę” (reż. Maciej Masztalski) czy „Trzy plus dwa” (reż. Krzysztof Kopka). Ten teatr w pewnym sensie był matecznikiem aktorów, którzy wkrótce stali się znani z ról telewizyjnych lub współtworzyli wybitne przedstawienia w innych teatrach. Tym milej po latach było nam widzieć na scenie aktorkę z tamtego zespołu, w dobrej formie i na dodatek zaangażowaną w słuszną sprawę. Recenzja ukazała się na stronie teatrdlawszystkich.eu. Fot. Tobiasz Papuczys |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- DEMONSTRACJA: ZATRZYMAĆ IZRAELSKĄ MACHINĘ ŚMIERCI
- Warszawa, Plac Zamkowy
- 5 października (sobota), godz.13.00
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
1 listopada:
1928 - Początek XXI Kongresu PPS w Dąbrowie Górniczej i Sosnowcu; większość delegatów przeciwko współpracy z PPS dawną Frakcją Rewolucyjną i resztą lewego skrzydła obozu władzy.
1935 - W Jerozolimie urodził się Edward Said, amerykański krytyk i teoretyk literatury. Autor m.in. "Orientalizmu".
1942 - Powstał Patriotyczny Front Lewicy Polskiej.
1945 - Ukazał się pierwszy numer miesięcznika ideologiczno-teoretycznego "Przegląd Socjalistyczny".
1961 - Początek wojny między siłami rządowymi Wietnamu Płd. a Viet Congiem.
1998 - Utworzono Europejski Trybunał Praw Człowieka.
2006 - W Wiedniu założono Międzynarodową Konfederację Związków Zawodowych (ITUC).
?