Co lewicy po mainstreamie?
2009-01-29 15:51:58
Ostatni numer Polityki zawiera interesujący materiał przybliżający czytelnikowi tło niedawnego wrzenia politycznego w Grecji oraz analogiczną sytuację panującą w Hiszpanii i we Włoszech. Posługując się przykładami „z życia”, autorzy uzmysławiają, że wbrew drobnoburżuazyjnej mentalności szerzącej się na polskich forach internetowych, demonstranci w Atenach to nie po prostu „nieroby”, ani „nieudacznicy”, tylko ludzie, których system przeżuł i wypluł, zgodnie z własnym widzimisię. A ciągłe „uelastycznianie” to tylko sposób na umieszczenie ludzi w okolicznościach zmuszających ich do wydłużania czasu pracy za coraz mniejsze stawki. Taki punkt widzenia wyróżnia się szczególnie na tle stanowiska Wyborczej w tej sprawie. Pamiętam, że jakiś czas temu, bunt w Grecji został podsumowany przez to medium komentarzem, że wszystkiemu winny jest grecki system edukacji wyższej, który nie został jeszcze tak sprywatyzowany jak polski. Ciekawe, jak zatem GW oceniłaby rezultaty działania polskiego szkolnictwa wyższego, skoro bezrobocie wśród absolwentów było skandalicznie wysokie, dopóki znaczna ich część nie zwinęła się z tego kraju, by zmywać, sprzątać lub nalewać piwo na Wyspach. Wspomniany artykuł z Polityki zauważa też to, jakie znaczenie ma silna tradycja ruchów politycznych w środowiskach studenckich dla mobilizacji mas, tak jak miało to miejsce w Grecji.

Media głównego nurtu, zwłaszcza prasa, mają to do siebie, że czując się w obowiązku stania na straży obecnego systemu, co wyraża się w tabuizowaniu fundamentalnych zagadnień politycznych (np. kapitalistycznego stosunku pracy), mają jednocześnie dobre wyczucie rodzących się trendów. Dlatego w pewnych sensie same przysługują się upowszechnianiu wywrotowych tendencji, choćby i przedstawiały je czasem niczym w krzywym zwierciadle. Nie unieważnia to oczywiście faktu, że czegokolwiek nie napisaliby korespondenci z Rzymu lub Madrytu, trzon publicystyczny Polityki tworzą takie postaci jak Paradowska (która związków zawodowych nie traktuje inaczej niż jako siłę destrukcyjną wobec ponadpolitycznej „jedności”) lub Solska (która uważa, że Tusk powinien zarządzać społeczeństwem, tak jak szef wielkiej korporacji swoimi pracownikami). Żakowski zawsze pisze swoje „lewicowe” teksty takim językiem, aby jak najmniej powiedzieć, a jak opublikował wywiad pt. „Kapitalizm niszczy demokrację” to dali to do „Niezbędnika inteligenta”, czyli dodatku dla „intelektualistów”, w którym zamieszczane treści zawsze bierze się w nawias jako „filozofowanie”. Tak, czy siak Polityka moim zdaniem i tak wypada lepiej niż Wyborcza. Kwestia bilansu plusów i minusów.

Tak zatem mainstream oczywiście żadnej rewolucji nie zrobi, nie przeforsuje nawet żadnej reformy, sensownej z punktu widzenia klasy pracującej, zawsze będzie bronił status quo. Może jednak służyć choćby niezamierzonemu sianiu fermentu, przede wszystkim ze względu na nakłady, w jakich ta prasa się ukazuje. I za to im dziękujemy.

Kończąc, pozwolę sobie zwrócić uwagę na śmieszny casus "lewicowości" w Wyborczej. W redakcji znajduje się parę osób uznających się za lewicowców, m.in. Adam Leszczyński. Raz na jakiś czas nawet może opublikować coś dłuższego. Ironia sytuacji polega na tym, że gdy jakieś dwa miesiące temu pojawił się jego artykuł „Lewica, kryzys i szuflada”, okazało się że jest on… krytyką polskiej lewicy. To jest najwyraźniej „zdrowa” lewicowość według GW.


Paweł Jaworski


poprzedninastępny komentarze