IV wojna światowa
2023-10-12 13:01:16
Czwarta wojna światowa już trwa od dawna. Moim zdaniem od 11.09.2001. Symbolicznie i alegorycznie. I jest starciem Zachodu z nie-zachodnią częścią globu. Jest ona egzemplifikacją końca hegemonii Zachodu, która trwa od 1492 r. (to też jakiś symbol). A na pewno już od początku epoki kolonializmu (XVII/XVIII w.). Oznacza on jednocześnie koniec jednobiegunowego świata. Trzeba będzie również przestać mówić o sobie jako o „ogrodzie” a o reszcie – jako o „dżungli”. Ta pogarda i kolonialna mania wyższości wyraźnie przeczy realnej współczesności, gdzie na planetarnym firmamencie wyrosły właśnie zaliczane do owej „dżungli” giganci. Ta wojna to efekt zastąpienia siły polityki i dyplomacji polityką siły i dyktatu.

Najstraszniejsze w wojnie jest to, że
zaczyna się ją by osiągnąć swój cel, a
ona rozwija się i żyje własnym życiem
.
Hideo KOJIMA

Piszę – czwarta wojna światowa - gdyż za trzecią należy uważać tzw. „zimną wojnę” trwającą od mowy w Fulton Winstona S. Churchilla po upadek Muru Berlińskiego. Co prawda na Starym Kontynencie te 45 lat przeszło w miarę bez zbrojnych wydarzeń - o ile nie liczyć interwencji radzieckiej na Węgrzech i w Czechosłowacji oraz inwazji Turcji na Cypr i okupacji części wyspy przez armię kraju NATO – lecz świat poza-europejski, zwany wówczas „trzecim światem” pogrążony był stale w konfliktach, wojnach i rebeliach, pociągających za sobą niezliczone, często milionowe ofiary. O materialnych zniszczeniach nawet nie wspominając.
Po 11.09.2001 nastąpiło szereg interwencji militarnych Zachodu w różnych częściach świata: Afganistan, Irak, Libia, Syria, a trwają jeszcze: interwencja Francji w Sahelu (w wyniku przewrotów w Mali i Nigrze ona wygasa i Francuzi muszą się ewakuować) oraz amerykańska (walka z Boko Haram i stałe uderzenia dronów w tereny Somalii kontrolowane przez asz-Shabab). Również wojnę na Ukrainie należy traktować nie tylko jako rosyjską agresję lecz patrzeć na nią przez pryzmat starcia Zachodu z nie-Zachodem. Jako return – choć nie w ideologicznym wymiarze – rywalizacji sprzed upadku Muru Berlińskiego.
Kiedy Hamas z Gazy dokonał śmiałego i po mistrzowsku – z punktu widzenia medialnego i piarowego - wykonanego ataku na obszar Izraela (przypomnieć warto, iż jak się wydawało izraelska armia jest jedną z najlepszych i technologicznie doposażonych na świecie) wielu komentatorów obwieściło, że oto rozpoczęła się owa III-cia (jak się uważa) wojna światowa. Rejon Bliskiego Wschodu jest bowiem od lat „beczką prochu”, skomplikowanych i wielopłaszczyznowych konfliktów, naładowany wzajemnymi niechęciami i sprzecznymi interesami. I grają na tej szachownicy nie tylko geopolityczni giganci, mocarstwa, ale i regionalni – z wielkimi ambicjami i możliwościami – gracze: Turcja (druga armia w NATO, zaprawiona w bojach z Kurdami i podczas wojny w Syrii), Arabia Saudyjska, Iran czy Egipt. Takie spojrzenie na Bliski i Środkowy Wschód oraz sytuację w tym regionie jest jak najbardziej uprawnione, biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dekad.
Na tym obszarze zderza się też interes, czy raczej wielowiekowy konflikt teologiczno-religijny a przede wszystkim – kulturowy, między dwoma zasadniczymi odłamami islamu: sunnizmem i szyizmem. A role regionalnych – czy nawet ponad regionalnych – mini-mocarstw chcą pełnić Rijad i Teheran, a także z racji historii Ankara. Na to wszystko nakłada się sytuacja globalna, egzemplifikująca się słabnącą rolą USA (a za nią i całego Zachodu). W efekcie wojny na Ukrainie Unia Europejska jako – jak jeszcze niedawno można było sądzić - poważny i liczący się podmiot geopolityki została przez Waszyngton sprowadzona do pozycji karzełka i tak jest odbierana w nie-zachodnim świecie. A Izrael od zawsze będąc forpocztą cywilizacji zachodniej i euro-atlantyckiego sojuszu, jest kojarzony na Bliskim Wschodzie jako cywilizacyjne i kulturowe „ciało obce”, będące niejako przedłużeniem epoki kolonialnej i czasów wypraw krzyżowych (patrz: Radosław Czarnecki „Izrael niczym Outremer” [w]: > NASZE ARGUMENTY<, nr 4/10/2021). Dlatego m.in. Saddam Husajn w pop-kulturze jest przedstawiany jako współczesny Saladyn.
Omawiając sytuację bliskowschodnią nie można pominąć roli dwóch ważnych ruchów polityczno-militarnych jakimi są wspomniany Hamas i libański Hezbollah. Jeśli chodzi o Hamas i jego władzę na terytorium Gazy – warto przypomnieć iż pochodzi ona z wyborów kiedy to utracił tam wpływy al-Fatah – to jako ugrupowanie sunnickie orientuje się przede wszystkim na Turcję, w jakimś sensie na Arabię Saudyjską i Katar. Iran jeśli udziela pomocy to symbolicznie i w okrojonym zakresie przede wszystkim wspierając libański Hezbollah. Ta szyicka struktura polityczno-militarna orientuje się naturalnie „od zawsze” na Teheran. Zresztą Iran zbudował sobie silną pozycję na całym Bliskim Wschodzie, doprowadzając do ciągłości terytorialnej z obszarami zamieszkałymi przez mniejszości szyickie w Libanie, Syrii czy większej części Iraku. Tylko szyici jemeńscy (Hutu) – choć silnie spozycjonowani na pd. płw. Arabskiego – są oddzieleni od Iranu terytorium rządzonymi przez Saudów. Zaś w ich królestwie mniejszość szyicka zajmuje tereny nad Zat. Perską.
Co do Hamas-u, jego początki są związane z ideologią i doktryną Bractwa Muzułmańskiego oraz naukami egipskiego fundamentalisty Sayyida Qutba. Stąd też Egipt – obojętnie: Sadata, Mubaraka czy dziś as-Sisiego - patrzy niechętnie na te ugrupowania, które się do tej tradycji odwołują (Qutb został stracony za rządów Gamala A. Nasera jako anty-państwowy i anty-systemowy działacz polityczny). Swego czasu Izrael i jego spec. służby próbowały grać Hamas-em, celem osłabienia wpływów i znaczenia al-Fattah Jasera Arafata (sprawa szejka Ahmeda Jasina i jego wyjście z więzienia). Szejk jednak wywinął Izraelczykom nieprzewidywany numer – niczym Osama ibn Laden Amerykanom – stając się niekwestionowanym guru Hamas-u i jego głównym ideologiem. Często takie zamierzenia i operacje rozwijają się jak mówi motto niniejszego tekstu. I nie można odrzucić wersji, że i tak się nie stało w omawianym przypadku ataku Hamasu.
Można domniemać - i mnożą się w mediach izraelskich takie dylematy i pytania - iż spec.służby Izraela miały informacje o jakichś przygotowaniach w szeregach Hamasu, ale zarówno mogły to zbagatelizować lub popróbować wykorzystać je w innych, dla wewnętrznych sytuacji, zamiarach. Zwłaszcza, iż Egipcjanie informowali od dawna kierownictwo Mossadu, że w Gazie przygotowywana jest jakaś poważna operacja. Izraelskie społeczeństwo jest podobnie jak inne, zachodnie zbiorowości niesłychanie podzielone, trawione przez masowe, tłumione przez policję, demonstracje przeciwko urzędującemu premierowi, który przy pomocy ortodoksów religijnych wprowadził reformę sądownictwa nie akceptowaną przez demo-liberalną część Izraelczyków. Wiedza przychodząca z Egiptu mogła w głowach polityków podsunąć pomysł aby po kontrolowanym ataku z terenu Gazy, wprowadzając stan wyjątkowy w Izraelu, mobilizując rezerwistów (których sporo uczestniczyło we wspomnianym ruch sprzeciwu obywatelskiego), zjednoczyć wokół niepopularnego premiera społeczeństwo zagrożone atakiem z zewnątrz. Co się właśnie zmaterializowało rządem jedności narodowej, przygotowaniami do długotrwałej wojny oraz wygaśnięciem jakichkolwiek protestów ulicznych.
Ale dlaczego mówić od razu o wojnie światowej ? Patrząc na ten cały region, od kanału Sueskiego po M.Kaspijskie i na południe po Ocean Indyjski, stwierdzić iż jest on od kilku dekad (na pewno od inwazji Ameryki i jej sojuszników – w tym Polski - na Irak) obszarem wysoce zdestabilizowanym, pełnym chaosu, gdzie wybuchły zamrożone przez ostatnie dziesięciolecia II połowy XX w. konflikty i spory mające wielowiekową historię i takie też źródła. Sprawdzają się patrząc jasno i racjonalnie efekty zaprowadzania politycznego chaosu, kierowanego interwencją niekoniecznie militarną rozpadu dotychczasowych struktur i spowodowanie tym samym polaryzacji w społeczeństwach, opisane przez Naomi Klein (>DOKTRYNA SZOKU<). Skomplikowana sytuacja w Syrii i Libanie, wydarzenia między Armenią i Azerbejdżanem, wewnętrzne napięcia w Gruzji przeżywającej ciągle konflikty spowodowane wewnętrzną, ale i zewnętrzną, sytuacją (utrata na rzecz Rosji dwóch okręgów – Osetia Pd. i Abchazja). No i oczywiście mocarstwowe plany Turcji Erdogana grającej na „kilku fortepianach” w tym – i nie tylko - regionie: jeden kierunek to budowa przestrzeni gospodarczo-kulturowej zwanej Wielkim Turanem (czyli współpraca w obrębie narodów turko-języcznych bądź związanych historycznie z tradycją turecką – to rejon na wschód od M. Kaspijskiego, aż po granice Chin), a drugi – to próba odbudowy znaczenia i roli Ankary w świecie islamskim (tradycje Osmanów oraz w jakimś sensie kalifatu) idące na południe, na Bliski Wschód. Do tego dochodzi wspomniany problem Cypru, a także konflikt interesów powstały w wyniku odkrycia wielkich złóż gazu ziemnego na szelfie wschodnio-śródziemnomorskim między Cyprem, a tzw. Lewantem oraz w części M. Egejskiego.
Jak widać sprzecznych, konfliktogennych interesów w tej części świata nie brakuje. A naprężenia oraz niestabilność, przy braku ogólnoświatowego braku zaufania i przerwanych linii dyplomatycznej komunikacji grozi w każdej chwili – mając na względzie sytuację na Ukrainie – autentycznym wybuchem konfliktu, w tej części świata o niewyobrażalnych rozmiarach. Nawet z możliwością użycia broni jądrowej (zarówno Izrael jak i Iran są w jej prawdopodobnym, choć oficjalnie nie potwierdzonym, posiadaniu). Atak Hamasu, biorąc to co stwierdzono wcześniej, może być – symbolicznie – tym czym prowokacja z radiostacją gliwicką w przededniu ataku III Rzeszy na Polskę we wrześniu 1939 r.
W podsumowaniu tych refleksji trzeba zadać pytanie komu mogło / może zależeć na takim rozwój sytuacji i kto zyskuje / zyska, na niej ? Odwołajmy się do cytowanego Hideo Kojimy – japońskiego projektanta gier komputerowych, reżysera i blogera. Na dziś – lub nawet na wczoraj - interes rządu Bibi Netanjahu już przedstawiono. Nie można wykluczać, że taki scenariusz w wyniku którego nastąpiłaby ostateczna rozprawa z Hamasem (będzie to uderzenie we wpływy Iranu) jest / był zbieżny z zapatrywaniami jastrzębi w spec.służbo-militarnym bloku izraelskiej polityki (których nigdy nie brakowało). Również można domniemać, iż na rękę w jakimś sensie Rosji jest zainteresowanie świata zachodniego, głównie USA, zagrożeniem niesionym Izraelowi przez szykującą się wojnę z Palestyńczykami. Ukraina zejdzie tym samym na dalszy plan. Tym dalszy im ostrzej będzie realizowana interwencja Izraela w Gazie i im więcej ofiar cywilnych tam będzie. Media zachodnie i tamtejsze polityczne elity staną przed dylematem - medialnym oraz wizerunkowym - jakie zająć stanowisko wobec ataków armii rosyjskiej na cywilne kwartały miast ukraińskich, a tym co czyni aktualnie Izrael (bez względu na okoliczności i regionalne niuanse - chodzi o wymiar humanitarny i egzystencjalny). Zresztą izraelskie komunikaty mówią analogicznie to co rosyjskie – w domach mieszkalnych i budynkach użyteczności publicznej ukryte są komórki Hamasu, grupują się tam terroryści, a to stanowi dla nas zagrożenie. Eliminujemy więc naszych wrogów bez względu na koszty.
Ale i Białemu Domowi jest to też w jakimś sensie na rękę. Ekipa Joe Bidena na gwałt potrzebuje – przed wyborami – jakiegoś spektakularnego sukcesu, a zwycięstwo Izraela (co jest wysoce prawdopodobne biorąc pod uwagę zasoby jego armii) i pomoc jaką mu USA udzielą będzie w tej mierze grało na korzyść rządzących w Waszyngtonie Demokratów. Jakby to cynicznie nie zabrzmiało również wielu rządom krajów muzułmańskim w regionie – przede wszystkim Egiptowi, Jordanii czy Saudom – również może zależeć na zniknięciu czy znacznym osłabieniu wymiaru palestyńskiego problemu (najszerzej rozumianego). Co prawda nie mogą one wystąpić z takim cynizmem jawnie – opinia publiczna w ich krajach jest jednoznacznie pro-palestyńska (bierze tu górę solidarność etno-religijna) – ale tak jak do tej pory ograniczały się do komunikatów i apeli zapewne tak będzie teraz. Chyba że konflikt rozleje się poza teren Izraela, Gazę i granicę izraelsko-libańską.
Wspomniane starcie Zachodu z nie-zachodnim światem trzeba rozpatrywać przede wszystkim jako kolejną fazę, trwającą od lat 60. XX wieku, dekolonizacji. To jednoczesne odchodzenia - ogólnie rzecz biorąc - owej „dżungli” jak nie-zachodni świat nazwał brukselski technokrata Borell od tzw. wartości Zachodu. I jednoczesny powrót do tradycyjnych, choć w zmodyfikowanej, XXI-wiecznej formie, wartości (są one często uwarunkowane wielowiekową historią jak np. w przypadku Indii, Chin, Persji / Iranu). Tego emanacją jest m.in. symbol zmiany nazwy państwa Indie –będą oficjalnie teraz nazywać się Bharat (termin pochodzący z sanskrytu), zacierając i symbolicznie kończąc tym samym resztki pozostałości kolonialno-brytyjskiej okupacji. Podobnie wydźwięk miały głosy jakie usłyszał w tym roku podczas turneé po frankofońskich krajach Afryki prezydent Francji Emmanuel Macron. Namacalnym faktem tych głosów i trendów są przewroty wojskowe jakie miały miejsce w kilku afrykańskich krajach frankofońskich. „Francuskiej Afryki już nie ma” – w jednym z tegorocznym wystąpień powiedział Francuzom ich prezydent.
I jeszcze jeden aspekt tego przeformatowującego się świata, który ma być wielobiegunowy, rozproszony (niczym przestrzeń wirtualna) i polikulturowo-centryczny. W tym świecie nie będzie stałych sojuszy, jednoznacznych aliansów (obowiązujących w każdej sytuacji), wiecznych koalicji i przymierzy. W jednej przestrzeni można będzie realizować wspólne interesy, a innej – być w konflikcie czy nawet walczyć ze sobą. Dozgonności aliansów nie będzie (vide NATO czy w jakimś sensie UE). Upadnie również rola i znaczenie dolara jako waluty planetarnej, ogólnie przyjętej, gremialnie aprobowanej jako uniwersalna waluta.
Takie kanony obowiązywały zawsze – poważna polityka ma na względzie wyłącznie interesy (Winston S.Churcill) – ale na bazie doświadczeń ostatnich dekad wydawało się, że świat progresywnych i oświeceniowych (utożsamianych z cywilizacją Zachodu) wartości oraz pojęć zwycięży absolutnie. I to w globalnym wymiarze. Dlaczego obserwuje się dziś coś przeciwnego to już inna sprawa, choć nie można nie wspomnieć o neoliberalnej – w jak najszerszym względzie – praktyce i oddaniu się w niewolę Zachodu totalnie tej toksycznej i szkodliwej społecznie doktrynie. Swą negatywną i anty-humanistyczną rolę odegrała też fascynacja i idące za tym wpływy ideami postmodernizmu, które kształtowały przez lata najszerzej rozumianą kulturę umysłową elit zachodnich.
W podsumowaniu warto przywołać zawarte w książce pt. >PONOWOCZESNOŚĆ JAKO ŹRÓDŁO CIEPRIEŃ< Zygmunta Baumana stwierdzenie „…..iż bóle, rozterki i zgryzoty typowe dla ponowoczesnego świata legną się (….) w społeczeństwie, które oferuje ekspansję wolności osobistej w zamian za kurczenie się zakresu bezpieczeństwa jednostkowego losu”. Dopełnieniem tej myśli może być wypowiedź b.sekretarza generalnego ONZ (1992-96), Egipcjanina Bouthrosa Ghallego, przestrzegającego już w końcu XX w. przed zagrożeniami jakie niosą przeciwstawne i antynomiczne, potężne siły w świecie, obserwowane tuż po obaleniu Muru Berlińskiego a które symetrycznie wspierał zwycięski Zachód: siły które jednocześnie ten świat jednoczą i rozrywają.



poprzedninastępny komentarze